Strona główna


Droga ku jasnej świadomości.

 

Część 02 – „Myśli”

 

Rozdział 02-01: « Wolność od błędnych koncepcji »

 

„Wszyscy w wielu sprawach opieramy się na wbite do naszych głów podczas domowego wychowania autorytety albo na „zdrowy rozsądek”; boimy się zachwiać w sobie poczucie pewności. Jeżeli nie zgadzasz się z tym oskarżeniem, to będziesz cierpieć niedługo, wkrótce sam się na tym złapiesz.”

 Erik Rodgers

 

 

Spis treści rozdziału:

02-01-01) Koncepcje i ich rola w pojawianiu się NE.

02-01-02) źródło powstania koncepcji.

02-01-03) Wyraźne i ukryte koncepcje.

02-01-04) „Wyraźnie puste” i „robocze” wyraźne koncepcje.

02-01-05) Praktyka przeciwstawienia i mechanicznej zamiany.

02-01-06) Koncepcje przeciwne. Definicja i rodzaje. Przykłady koncepcji na temat „przyszłości”.

02-01-07) Zrobienie listy koncepcji.

02-01-08) Klasyfikacja koncepcji według ich treści.

02-01-09) Silne i słabe cele.

02-01-10) Klasyfikacja interpretacji. Krewni. Koncepcja „związku”.

02-01-11) Wybór interpretacji. Przykłady.

02-01-12) Koncepcje – argumenty za i przeciw.

02-01-13) Metoda bezpośredniego sprawdzenia koncepcji.

02-01-14) Cykliczna zmiana interpretacji.

02-01-15) Abstrakcyjna koncepcja „ja”. Praktyka świadomości braku.

 

02-01-01) Podczas usuwania NE zauważasz, że najczęściej pojawiają się one wtedy, kiedy sprawy układają się nie po Twojej myśli. NE towarzyszą myśli: „to nie w porządku”, „to jest złe”, „trzeba inaczej”, to znaczy Twoje wyobrażenia na temat tego, jak „powinno” być przeciwstawiają się temu jak wygląda rzeczywistość i w takich momentach wyraźnie pojawia się nawyk przeżywania NE. Poprzez udoskanalanie wysiłku usuwania NE, poprzez wzmacnianie jasności w tym, że nie chcesz ich doświadczać, że chcesz przerwać ten męczący nawyk, poprzez wzmacnianie radosnego pragnienia doświadczać oświecone postrzegania (OśP), poprzez odczuwanie zadowolenia z powodu jasności rozsądku, dążysz do wyraźnego pragnienia dokładnego zbadania koncepcji.

Słowo „koncepcja” stosuje się w nauce dla oznaczenia dosyć spójnego systemu hipotez i interpretacji eksperymentalnych danych. Słowo „koncepcja” w kontekście tej książki jest używane zgodnie z tym, jakie przyjęło ono znaczenie w naszej mowie potocznej – „mechanicznie przejęty system poglądów”.

 

„Mechanicznie”, czyli ślepo imitując, bezmyślnie, pod wpływem NE (na przykład poczucia własnej wadliwości, nieśmiałości, lęku przed negatywnym stosunkiem do samego siebie, lęku przed izolacją i tak dalej), bez własnych rozmyślań, bez własnego poszukiwania podstaw w postaci eksperymentalnych danych. To znaczy, człowiek zaczyna wierzyć w prawdziwość jakiegoś stwierdzenia i dalej żyje tak, jak by było ono bezwzględną prawdą.

„System poglądów” - to zamknięty zbiór mysli, które z przyzwyczajenia pojawiają się podczas określonych okoliczności.

Na przykład, jeśli dziecko się uderzyło i zaczęło płakać, powstaje oczywisty tok rozumowania: „dziecko płacze – coś je boli – trzeba je pocieszyć”, co właśnie jest podstawą do stwierdzenia, że istnieje koncepcja „płaczące dziecko należy pocieszyć”. Jednak z czasem możesz zauważyć, że łez i żądań jest coraz więcej, pocieszać trzeba coraz częściej, i wtedy możesz podważyć tę koncepcję, zacząć rozmyślać. W rezultacie rozmyślań, obserwacji, powstających na ich podstawie przypuszczeń i nabytego nowego doświadczenia możesz dojść do wniosku, że „pocieszać” oznacza przyzwyczajać dziecko do odczuwania litości w stosunku do siebie. W rezultacie możesz zmienić swoje zachowanie – nie tylko nie pocieszać, a wręcz odwrotnie – pozbywać dziecko uwagi za każdym razem, kiedy przeżywa ono silne NE. I jak tylko w jego płaczu pojawi się przerwa, przejawiać w stosunku do niego i uwagę i sympatię, jeżeli ona istnieje. W rezultacie dziecko zrozumie, że histeryczny płacz i wyraźna litość w stosunku do siebie pozbywają je Twojej uwagi i dostanie bodziec do zaprzestania nawyku kultywowania danej NE w danej sytuacji. A Ty w rezultacie pozbędziesz się koncepcji, przeżyjesz postrzeganie jasności, i pozostanie tylko osiągnąć idealne usunięcie NE, pojawiających się z przyzwyczajenia wtedy, kiedy dziecko swoim płaczem domaga się Twojej uwagi.

 

02-01-02) Zdobywasz koncepcje z bardzo różnorodnych źródeł. Na przykład, jeśli matka podczas obiadu zobaczy karalucha, cała się zmarszczy, zacznie piszczeć i z obrzydzeniem i strachem wyniesie go do muszli klozetowej, wtedy Ty będąc małoletnim dzieckiem, przejmującym się i wsiąkającym w siebie wszystko, przejmiesz również i ten stosunek do karaluchów, po czym z łatwością przyjmiesz koncepcję: „karaluchy to wstręciuchy”. Jest to „emocjonalna” droga przekazywania koncepcji.

Inna droga – „autorytetowa”. Jeżeli ktoś „szanowany” albo „starszy” albo „mądry” z ważnym wyrazem twarzy oświadcza, że nie należy robić tego albo tamtego, to można bezmyślnie przyjąć jego stwierdzenie za prawdę, bo przecież taki „mądry” i „szanowany” człowiek nie może gadać głupot.

Trzecia droga – imitacja. Jeżeli znajdujesz się w określonym towarzystwie osób, to zaczynasz przejmować ich koncepcje, jeżeli chcesz być przez nich przyjęty i nie chcesz poczuć się odrzucony.

Osobno chcę wyszczególnić ból i związany z nim lęk jako drogę przejęcia koncepcji. Jeżeli dziecko upadło, uderzyło się i przestraszyło, to w tym momencie pod naciskiem litościwej babci ono z łatwością przyjmie koncepcję, że „biegać szybko jest niebezpiecznie i źle, a siedzieć spokojnie jest dobrze i bezpiecznie”.

Piąta droga polega na błędzie, kiedy określony zbiór faktów rozpatruje się jako pełny i ostateczny. Kiedy mówisz „życie na Marsie nie istnieje”, to na początku zakładasz, że to stwierdzenie opiera się na tych faktach, które są znane teraz, i że w przyszłości może pojawić się jakieś nowe odkrycie – najbardziej niewiarygodne i nieprzewidywalne. Jednak z czasem pojawia się bezwzględna pewność tego, że życie na Marsie nie istnieje.

Szósta droga – wyłącznie logiczny błąd albo brak lub niepoprawność wyjściowych założeń albo tępota, to znaczy specyficzna bierność myślenia wywołana silnymi NE.

Siódma droga polega na poczuciu własnej ważności. Powiedzieć coś ważnym tonem głosu, „ze znajomością rzeczy” oznacza urosnąć w oczach żony, przyjaciela, kolegi, a potem nie pozostaje już nic, tylko trzymanie się swojego zdania do końca, jakim absurdalnym by ono nie było, stosując psychiczny nacisk („no co, nie rozumiesz?”), umyślne komplikowanie pytania, to znaczy umyślne kultywowanie niejasności.

Ósma droga – inne koncepcje, wywołujące natrętne mechaniczne pragnienia. Jeżeli Twój ojciec uważa, że córka „powinna” powiedzieć mu, gdzie ma zamiar nocować, z kim uprawia seks i tak dalej, to kiedy wychodzisz i nic mu nie mówisz, przeżywa on wybuch niepokoju, agresji, chce zmusić Cię do spełnienia jego życzenia i zaczyna wymyślać różne straszne historyjki, i im straszniejsze będą głupoty, które on wymyśli, tym większe będą szanse na to, że one na Ciebie podziałają. W ten sposób doprowadza on do wywołania w samym sobie nowych koncepcji i próbuje przekazać je Tobie, żeby Tobą znowu można było kierować, trzymać Cię w więzieniu.

Dziewiąta droga – jedna z najbardziej rozpowszechnionych – nieszczerość w rozmyślaniach. Możesz odrzucać argumenty, nie doprowadzać rozmyślania do końca, przewidując, że rezultat będzie sprzeczny z Twoimi przekonaniami, albo będziesz zbyt leniwy, aby dokładnie rozważyć wszystkie szczegóły swojej koncepcji. Dla takich „rozmyślań” charakterna jest obecność elementów w formie „jest oczywiste, że...”, „wszystkim wiadomo, że...”, „naukowcy już dawno odkryli, że...” (przy tym, oczywiście, nie ma żadnych konkretnych odnośników do konkretnych deklaracji naukowców, porównania z innymi punktami widzenia) i tak dalej.

 

02-01-03) Ludzie bardzo rzadko myślą, gdyż słowo „myśleć” interpretują oni zazwyczaj jako nie proces rozmyślania, przeciwstawiania i analizy argumentów i tak dalej, a jako proces żonglowania koncepcjami.

Koncepcje dzielą się na dwie duże kategorie. Pierwsza to wyraźne koncepcje, to znaczy takie, które mogą być samodzielnie sformułowane przez człowieka, które on sam aktywnie przekazuje. Można naczytać się książek o zaletach kapusty, natchnąć się tym co się przeczytało i zacząć przekonywać do tego swoich domowników.

Wyobraźmy sobie inną sytuację: spytamy człowieka czy można przestać przeżywać NE, i on oczywiście odpowie „nie”, jednak to nie oznacza, że on kiedykolwiek się nad tym zastanawiał, rozważał czyjeś dowody albo świadectwa, albo sam starał się dołożyć starań. Jemu takie myśli wcale nie przychodziły do głowy, i do momentu, kiedy zadano mu to pytanie, mógł nawet nie wiedzieć, że odpowie w ten sposób. I jeżeli by mu zaproponowano wymienić w wyraźnej formie swoje przedstawienia o świecie, to dana koncepcja by w ogóle nie pojawiła się na jego liście. Takie koncepcje nazywam ukryte. Bez względu na to, że są one ukryte, określają one zachowanie człowieka nie mniej dokładnie, niż wyraźne. Jeżeli człowieka, zgadzającego się z ukrytą koncepcją „przestać przeżywać NE nie jest możliwe” skłonić do rozważań, to może on dojść do bardzo różnych wniosków – „nie można przestać”, „może i można przestać”, „nie wiem, nie próbowałem”, „trzeba się zastanowić”, „a dlaczego nie?” i tak dalej. Tym niemniej będzie się on zachowywał tak, jak gdyby całkowicie i bezkompromisowo przyjmuje koncepcję niemożliwości ich zaprzestania.

Jeżeli człowiek łamie prawo poprzez nieznajomość prawa, on wciąż ponosi za to odpowiedzialność. Tak samo ludzie doświadczają skutki swoich koncepcji bez względu na to, że mogą się nawet nie domyślać ich obecności.

Oto jeszcze jeden przykład ukrytej koncepcji: „nie mogę osiągnąć oświecenia do końca swojego życia”. Obalić daną koncepcję w praktyce nie jest możliwe. Wątpliwe jest, żeby dana koncepcja wywołała zauważalny niepokój, gdyż operuje ona czymś bardzo odległym – końcem życia, i czymś w dużym stopniu niezdefiniowanym – „oświeceniem”. Żadnego zauważalnego wewnętrznego dialogu od tej koncepcji nie będzie – głośny wewnętrzny dialog jest zajęty czymś bardziej życiowym. Jeżeli ktoś wypowie daną myśl, to możesz się z nią nawet nie zgodzić (w zależności od nastroju), albo pozostać w nieokreślonym stosunku, a jednak koncepcja nadal będzie obecna i będzie tłumić Twoje postanowienia. Uświadomienie sobie obecności tej koncepcji może pojawić się spontanicznie – w rezultacie wysiłku podczas usuwania NE, w wywołaniu oświeconych postrzegań, w kontroli chaotycznego wewnętrznego dialogu, rozmowy z praktykującym i tak dalej. I tylko po tym wszystkim poczujesz ten ciężar, którym ona Cię przygniotła, i będziesz mógł zacząć dokładać starań, aby go zrzucić.

Wyraźna koncepcja jest od razu dostępna dla badań, podczas gdy ukrytą koncepcję trzeba najpierw zlokalizować, co wcale nie jest łatwe, a po jej zlokalizowaniu trzeba ją dokładnie zdefiniować, żeby stała się ona przedmiotem badań.

Aby zlokalizować ukrytą koncepcję, proponuję zastosować pisemne odnotowanie i analizę wewnętrznego dialogu w tym momencie, kiedy pojawiają się NE, kiedy ciągnie się NT albo NES. Każda koncepcja – wyraźna lub ukryta – to część wewnętrznego dialogu (WD), to znaczy szybko przebiegający ciąg myśli. Wewnętrzny dialog składa się z kilku warstw (o tym szczegółowo w kolejnych częściach). Głośny wewnętrzny dialog składa się z całkowicie wypowiadanych w myślach słów, i taka myśl może trwać od ułamka sekundy i dłużej. Ślepy wewnętrzny dialog składa się z fragmentów słów i obrazów, trwających od 1/30 sekundy, i myśl składająca się z łańcucha takich fragmentów może trwać bardzo krótko, na przykład trzy sekundy. Tak więc „chwytanie” i odnotowywanie podobnych myśli wymaga dużej uwagi, dużej szybkości usuwania NE.

Taką praktykę nazywam „operacyjną pracą z ukrytymi koncepcjami”.

Inny sposób – poszukiwanie rezonansowych myśli. Przeżywając NT albo NES nie usuwam ich natychmiast, a kontynuuje je doświadczać i przeglądam różne tematy, zadaję sobie pytania: „co mnie niepokoi, przygniata? Czy zapomniałem wyłączyć żelazko? Nie. Czy dziecko jest głodne? Nie.. Czy mam kłopoty w pracy? Nie..”. Szukam myśli, od których powstanie zjawisko rezonansu – dojdzie do wybuchu intensywności NT, pojawią się NE. Oznacza to, że został znaleziony kierunek poszukiwania ukrytej koncepcji. Teraz przeglądam myśli z tego obszaru, dopóki znowu nie pojawi się rezonans, co doprowadzi do jeszcze większego zawężenia obszaru poszukiwań. Im dokładniej określam krąg, tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia spontanicznej jasności. Im częściej zajmuje się taką praktyką, tym bardziej doskonałe stają się nawyki.

Trzeci sposób wyjawienia obszaru poszukiwań ukrytych koncepcji to „rezonansowe modelowanie”. W wyobraźni zmieniaj realną sytuację i obserwuj – czy NT się wzmacnia, słabnie czy pozostaje bez zmian. Na przykład, wyobraź sobie, że dostałeś podwyżkę, a potem wyobraź sobie, że obniżyli Twoje wynagrodzenie. Następnie wyobraź sobie, że Twoje dziecko zaczęło się lepiej uczyć, a potem – że zaczęło się uczyć gorzej. I tak dalej. Za każdym razem zaobserwujesz znaczne osłabienie lub wzmocnienie NT, jednak któryś z tematów odbije się wyjątkowo silnym rezonansem – to znaczy, że właśnie tam jest pies pogrzebany.

Bardzo często poszukiwanie koncepcji prowadzi do wyjawienia całej ich masy. Na przykład, masz gości, pijecie herbatę, pojawia się niepokój. Badając fragmenty wewnętrznego dialogu, zaczynasz rozumieć, że obawiasz się, żeby Twoje dziecko nie zaczęło mlaskać w obecności gości. Tu pojawia się pierwsza koncepcja – „Mlaskać jest niekulturalnie i nieładnie”. Kontynuujesz rozmyślania: „ale dlaczego właśnie ja się boję, przecież to nie ja mlaskam...dlatego, że to moje dziecko”. Tu pojawia się druga koncepcja – „jestem odpowiedzialny za zachwanie swojego dziecka”. I tak dalej. Staje się oczywiste, że koncepcje pojawiają się w postaci całych zbiorów i podtrzymują się nawzajem. Aby osiągnąć jasność, należy dokładnie je rozdzielić i zająć się każdym problemem z osobna.

 

02-01-04) Zbadamy dwa rodzaje wyraźnych koncepcji. Pierwsze po dokładniejszym zbadaniu okazują się być w oczywisty sposób nieuzasadnione. Nazwiemy je „w oczywisty sposób puste”. Zbadanie drugich nie prowadzi Cię od razu do jasności, niezbędna jest analiza, rozważenie argumentów, kontrargumentów, kontr-kontrargumentów i tak dalej. Nazwiemy takie koncepcje „robocze”.

 Uwolnienie się od w oczywisty sposób pustej koncepcji jedynie wydaje się być bardzo łatwym, jednak w rzeczywistości jest inaczej. Przecież bez względu na to, że zdajesz sobie sprawę z jej bezpodstawności, ona istnieje w tym miejscu, to znaczy jest ku temu powód. Powodem może być jeden z dziewięciu wyżej wymienionych, a oprócz tego – odruch, nawyk. Usunięcie nawet najmniej szkodliwego nawyku wymaga konsekwentnego i radosnego wysiłku, zwłaszcza jeżeli ten nawyk czerpie siły od innego – na przykład, od nawyku przeżywania NE w danej sytuacji. Na przykład w dzieciństwie uważałaś, że jesteś brzydka. Kiedy przekonałaś się o tym, że się myliłaś i zrozumiałaś, że dla jednego jesteś pięknością, a innemu jesteś obojętna, to odruchowo kontynuowałaś przeżywanie tych samych NE podczas zapoznawania się z chłopcami, a koncepcja z wyraźnej zamieniła się w ukrytą i wciąż była spustem dla pojawienia się NE.

 

02-01-05) Dla pokonania odruchu obecności wyraźnie błędnych (lub doprowadzonych w rezultacie analizy do stanu, podobnego do wyraźnie błędnego) koncepcji proponuję metodę przeciwstawienia się. Formułuję myśl, obalającą daną koncepcję, to znaczy formułuję koncepcję przeciwną, po czym stosuję formalną praktykę (patrz dalej w odpowiednim rozdziale) – sto razy dziennie zadaję sobie pytanie – co uważam za słuszne – koncepcję czy koncepcję przeciwną? Myśl „jestem ładna” czy myśl „komuś się podobam, komuś nie”? W rezultacie takiej praktyki, której towarzyszy bezbłędne usuwanie pojawiających się NE, osiąga się postawiony przed sobą cel – wpływ wyraźnie błędnej koncepcji na moje zachowanie sukcesywnie osłabia się, dopóki całkiem nie zniknie.

Inne podejście nazywa się praktyka mechanicznej zamiany (MZ). Jest ona efektywna w przypadku tych wyraźnie błędnych koncepcji, które były w Ciebie dosłownie wciśnięte siłą – przy pomocy nagłego psychicznego nacisku. Matka stanęła nad Tobą i krzyczy: „BĘDZIESZ SIEDZIEĆ CICHO???!!!”, albo na odwrót – patrzy litościwie, omal nie płacząc: „dlaczego robisz mi wstyd...”. Ściskasz się w kłębek i „rozumiesz” – siedzieć cicho - dobrze, rozrabiać – źle.

Praktyka mechanicznej zamiany polega na tym, że powtarzasz na głos jedną koncepcję przeciwną, na przykład przez całą godzinę podrząd, po jednej godzinie dziennie. Prowadzi to do znacznego osłabienia koncepcji, będąc klinem, który wypycha poprzedni klin.

Dana praktyka pozwala również doprowadzić do końca usunięcie roboczych koncepcji, kiedy są one doprowadzone do poziomu wyraźnie błędnych albo blisko tego.

Dla koncepcji „trzeba pomagać ludziom” koncepcją przeciwną będzie „chcę pomagać tylko tym, komu chcę, kogo lubię”, a bardzo często można tworzyć koncepcję przeciwną poprzez zwykłe dodanie negacji: „jeżeli on uprawia seks z inną, to oznacza że nie czuje on miłości w stosunku do mnie” – „jeżeli on uprawia seks z inną, to NIE oznacza że nie czuje on miłości w stosunku do mnie”.

Taką praktykę można łączyć z inną działalnością, przez co nie traci ona swojej efektywności.

W ciągu swojego życia powtarzaliśmy danną koncepcję – na głos albo w myślach – dziesiątki i setki tysięcy razy, jednak siła ślepego wpływu jest o wiele mniejsza, niż siła wpływu, wybranego w rezultacie radosnego pragnienia. Dlatego wystarczy kilka tysięcy powtórzeń koncepcji przeciwnej, aby osiągnąć cel, mechanicznie wypychając wyraźnie błędną koncepcję. Koncepcja przeciwna nie wchodzi na miejsce koncepcji i sama nie zamienia się w przeszkodę, ponieważ używasz jej nie na ślepo, a dla całkiem wyraźnego celu – aby wypchnąć obcy mechanizm.

Można stosować daną praktykę razem z innymi praktykującymi – najpierw koncepcję przeciwną wypowiada na głos jedna osoba, potem kolejna, przy czym nie jest konieczne uważne wsłuchiwanie się.

 

02-01-06) Zdefiniujemy termin „koncepcja przeciwna”. Koncepcja przeciwna – to takie twierdzenie, które:

a) przeciwstawia się znaczeniu badanej koncepcji,

b) wywołuje rezonans z oświeconymi postrzeganiami (OśP),

c) wydaje mi się w danym momencie bardziej uzasadnione i prawdziwe, niż koncepcja.

Koncepcje przeciwne abstrakcyjnych koncepcji (definicje patrz dalej) mogą nie posiadać właściwości „c)”, ponieważ zgodnie z definicją nie można ich ani uzasadnić ani obalić. Na przykład, mogę utworzyć następującą koncepcję przeciwną: „Przyszłość nie istnieje, jest tylko tu-i-teraz”. Uzasadnić tego nie mogę, gdyż słowo „przyszłość” nie oznacza żadnego konkretnego zbioru wrażeń, w związku z czym nie mogę powiedzieć czy przyszłość istnieje czy nie, przecież nie wiadomo o co chodzi. Jednak, ponieważ to twierdzenie prowadzi do wybuchu oczekiwania, pojawienia się radosnych pragnień, uwolnienia się od ciężaru różnych trosk, związanych z myślami o „przyszłości”, to pojawia się pragnienie kultywować daną koncepcję przeciwną.

Czy stosowanie koncepcji przeciwnej nie jest formą samookłamywania się? Udowodnię, że nie. Wyjściowa koncepcja, mówiąca że „przyszłość istnieje” jest niczym nie znaczącym zbiorem słów, ponieważ istnieją myśli, w zestaw których wchodzi słowo „przyszłość”, istnieją emocje, powstające pod wpływem słowa „przyszłość”, istnieją pragnienia, pojawiające się podczas myśli ze słowami „przyszłość”, jednak nie ma ani jednego takiego postrzegania, które właśnie nazywasz słowem „przyszłość”. Każde postrzeganie istnieje właśnie tu-i-teraz. W związku z tym masz wybór – podtrzymywać albo te myśli, które z przyzwyczajenia wywołują NE albo te, które obalają poprzednie myśli, w rezultacie czego NE nie pojawiają się. Przy tym i pierwsza i druga myśl są abstrakcyjnymi koncepcjami, to znaczy nic nie znaczącymi twierdzeniami. Oczywiście, pojawia się pragnienie podtrzymywać myśl-2, a następnie, kiedy ona doprowadzi do zera negatywny wpływ myśli-1, z łatwością zrezygnuję z obu, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, że słowo „przyszłość” nie oznacza żadnego konkretnego postrzegania. To znaczy nie zaczynam „wierzyć” w koncepcję przeciwną, a stosuję ją jak efektywne narzędzie. Kiedy wywołujesz parę koncepcja - koncepcja przeciwna, to uwalniasz się od narzuconego automatyzmu, a w przypadku z życiowymi koncepcjami możesz dodatkowo zdobyć prawdziwe doświadczenie, po czym będziesz z większym przekonaniem skłaniać się ku jednemu lub drugiemu punktu widzenia albo odrzucisz je obie.

Jeżeli na jednej szali wagi leży koncepcja, położona tam mną nieświadomie, przejęta mechanicznie, to chcę na początek zrównoważyć ją przy pomocy koncepcji przeciwnej, a następnie zbadać obie w stanie wolnym od przesądów i NE.

Niektóre wyrażenia, w skład których wchodzą słowa nie znaczące dla mnie nic konkretnego, rezonują z oświeconymi postrzeganiami (to znaczy dochodzi do wybuchu oświeconych postrzegań), dlatego kierując się taktyką zostawiam je na jakiś czas w leksykonie.

Nawet lekki powiew wiatru może powalić gigantyczne drzewo, pochylone pod swoim ciężarem. Koncepcja może przez całe lata przeciwstawiać się zdrowemu rozsądkowi i radosnym pragnieniom, jednak w którymś momencie rozpada się, tak jakby sama z siebie. Możesz przez 30 lat żyć i komunikować się z krewnymi, dlatego, że „tak trzeba”, „tak się przyjęło”, a nie z tymi, z kim tego się rzeczywiście bardzo pragnie. Przez 30 lat możesz witać się z sąsiadami, podtrzymywać rozmowy o pogodzie i pracy, dlatego że „nie wypada odmówić”. I w którymś momencie zatrucie od tego kłamstwa, od wiecznego lęku przed negatywnym stosunkiem stanie się tak wyraźne, kryzys na tyle dojrzeje, że wystarczy będzie jedynie przelotnie usłyszeć koncepcję przeciwną i pojawi się olśnienie: „Jednak można żyć inaczej!” Nagromadzona lawina łamie się.

Nad innymi koncepcjami trzeba będzie ciężko popracować, zanim one odpadną, jednak ta praca nie jest w imię przyszłych ulotnych dóbr, jej rezultat jest widoczny od razu, właśnie w tej chwili, jak tylko osiągasz stosunkowe powiększenie jasności. Po każdej serii mechanicznej zamiany, po każdej analizie argumentów „za” i „przeciw” pojawia się przypływ jasności, z tym rezonują inne oświecone postrzegania, i krok po kroku zbliżasz się do realizacji radosnych pragnień – do uwolnienia się od NE i tępoty, do kultywowania i rozwoju oświeconych postrzegań.

 

02-01-07) Osiągnięta jasność w tym, że istnieje koncepcja już po minucie może zniknąć, i koncepcja znowu wyślizgnie się w obszar ukrytych – po prostu zapomnisz o swoich odkryciach. Łatwo jest się o tym przekonać – spróbuj właśnie teraz wymienić wszystkie koncepcje, które w sobie odkryłeś, i przypomni Ci się co najwyżej jedynie niewielka ich część. To właśnie oznacza, że wszystkie te koncepcje, o których w danym momencie sobie nie przypomniałeś, znajdują się poza kontrolą, poza obserwacją, i może właśnie teraz wpływają na Ciebie z poprzednią siłą.

Zdobywając jasność wchodzisz w niezwykły dla siebie stan, w którym jeszcze nie jesteś przyzwyczajony się znajdować, dlatego zaczynasz szybko (czasem w ciągu kilku sekund) spełzać do znajomego stanu, w którym nie było jasności. Bardzo często jedno i to samo odkrycie dokonuje się wielokrotnie, zanim jasność staje się trwała, dlatego proponuję zrobić listę swoich koncepcji i uzupełniać ją w miarę odkrywania nowych. To ułatwia nie tylko przeprowadzenie analizy koncepcji, ale również proces rezonasowego poszukiwania koncepcji, odpowiedzialnej za bieżące NT – bierzesz listę i przegląsz każdą pozycję.

W przypadku mechanicznej działalności rozsądku nie dochodzi do pojawienia się OśP-jasności, i jeżeli jeden raz doszedłeś do pewnego wniosku, to następnym razem po prostu go powtórzysz, nie doświadczając nic nowego, podczas gdy OśP-jasność zawsze przeżywa się jak nową, nawet jeżeli określa się ją już znanym Tobie wyrażeniem.

Zwykli ludzie nigdy nie osiągają jasności, a jedynie zamieniają jedną koncepcję na inną – najpierw wierzą w jedno, a potem w coś innego. Znaleźć człowieka, który próbował osiągnąć jasność, a nie tylko wysuwał wnioski zgodnie z zasadami logiki, jest tak samo ciężko jak znaleźć człowieka z doświadczeniem w usuwaniu NE, a nie tłumieniu jej inną emocją.

 

02-01-08) Teraz podzielimy koncepcje według ich treści. Różne typy koncepcji posiadają różną siłę, wytrzymałość, poziom i jakość integracji we wspólny zbiór koncepcji, i bardzo często okazuje się, że warto zastosować różne podejścia dla różnych typów. Dlatego zadanie, polegające na precyzyjnym podziale koncepcji, biorąc również pod uwagę ich sens, okazuje się być ciekawe i efektywne.

Dwa główne typy koncepcji to koncepcje „abstrakcyjne” i „mieszane”.

Abstrakcyjne koncepcje to stwierdzenia, składające się ze słów, nie określających żadne konkretne postrzegania, to znaczy ich sens jest absolutnie niezrozumiały. Na przykład, „Świat jest wieczny”. Nie masz pojęcia co oznacza „wieczny” i co oznacza „świat” – nie posiadasz żadnych konkretnych zbiorów postrzegań, które nazwałbyś tymi słowami. Albo koncepcja: „Ja - człowiek”. Niewiadomo, co znaczy „ja” i co oznacza „człowiek”, jednak oczywiście wszyscy są przekonani, że są ludźmi. Kolejne przykłady: jest zmiana, jest niezmienność, jest początek, jest koniec, jest oświecenie, jest przyćmienie, jest osoba, jest przedmiot, jest żywe, jest martwe, jest jedno, jest drugie, jest istnienie, jest nie-istnienie, jest świadomość, jest nieświadome, jest aktywne, jest pasywne, jestem ja, jesteś ty, jest całość, jest część, jest przeszłość, jest teraźniejszość, jest przyszłość.

Mieszane koncepcje – to stwierdzenia, w których nie mające sensu słowa typu „wieczność”, „uczciwość”, „kosmiczny porządek”, „sprawiedliwość”, „bóg” są wymieszane z terminami, oznaczającymi całkiem konkretne postrzegania, zakazy i pobódki, na przykład „wstyd”, „niewolno”, „rób”, „powinien” i tak dalej. Na przykład, „sprawiedliwość wymaga, żebym zrobił to i to”. Co to jest „sprawiedliwość’, nikt nie wie, a co oznacza „zrobić to i to” każdy rozumie. Albo „być złym człowiekem to wstyd”. Co oznacza „być złym człowiekem” – nie wiadomo, a co oznacza „odczuwać wstyd” – wiadomo. Ludzie dosłownie zatruwają samych siebie przy pomocy ogromnej ilości mieszanych koncepcji. Mieszane koncepcje śmiertelnie wpływają na zdolność doświadczania oświeconych postrzegań (w tym radosnych pragnień), ponieważ brutalnie kierują Twoim życiem, jednak sens tego kierowania nie jest zrozumiały. Wyobraź sobie w kodeksie karnym paragraf za „zły charakter” bez jakichkolwiek wyjaśnień. Albo paragraf za „nieprzestrzeganie Bożej Opatrzności”. Jaki zapanowałby chaos, gdyby władza ustawodawcza ogłaszała wyroki według tych paragrafów, a władza wykonawcza bezwarunkowo wypełniała postanowienia sądu? W Twoim codziennym życiu tak właśnie to wygląda. Ustawodawca (koncepcja) mówi: „to wsyd być gołym”, wykonawca (mechaniczne pragnienie) rozkazuje: „ubierz się natychmiast!”, nadzorujący (emocje wstydu, lęku osądu i inne) upewniają się, że bezwarunkowo wykonujesz rozkaz. W rezultacie mamy niesamowity chaos, nagromadzenie NE, brak radosnych pragnień, i tym samym – brak zmian, prowadzących do pożądanych Tobą stanów.

Kolejna klasyfikacja koncepcji zależy od Twojej wyobraźni. Na przykład, mieszane koncepcje można podzielić na:

*) Codzienne koncepcje

*) Koncepcje o praktyce

*) Socjalne koncepcje

*) Fundamentalne koncepcje

*) Mechaniczne preferencje

*) Troski

*) Mechaniczne cele

*) Mechaniczne oceny

*) Mechaniczne interpretacje

 

Codzienne koncepcje – to stwierdzenia, opisujące życie u siebie w domu. „Bielizna w szafie powinna być czysta”, „na podłodze jeść nie wolno”, „trzeba wstawać wcześnie rano i nie wylegiwać się do późna”, „obowiązkowo trzeba pracować i zarabiać więcej pieniędzy”, „należy szanować starszych”, „należy oszczędzać pieniądze”, „należy ostrożnie obchodzić się z rzeczami”, „należy mieć wyraźny cel w życiu i dążyć do niego”, i tak dalej. Wszystkie codzienne koncepcje zawierają w sobie słowa „trzeba” albo „niewolno”, „źle” i tak dalej w oczywistej lub ukrytej formie. Co oznacza „trzeba”, „nie trzeba”, „dobrze” i „nie dobrze”, dlaczego czegoś nie wolno, a coś wolno – niewiadomo, i nikt szczególnie się nad tym nie zastanawia.

Analogicznie do codziennych koncepcji można zdefiniować koncepcje nawet na podstawie mojej praktyki: „należy usuwać NE”, „mieć koncepcje to źle” i tak dalej. Praktyka bezpośredniej drogi to dołożenie starań do realizacji RADOSNYCH pragnień, to znaczy takich pragnień, którym towarzyszy entuzjazm, oczekiwanie i inne OśP, pod warunkiem, że te pragnienia należą do jednej z dwóch kategorii: 1) usuwanie przyćmień (NE, koncepcji, mechanicznych, to znaczy nieradosnych pragnień, nieprzyjemnych wrażeń, mechanicznej wyrobionej świadomości), 2) wywoływanie OśP (patrz listę w rozdziale „Strategia efektywnej praktyki”). W każdym przypadku radzę kierować się radosnymi pragnieniami, jednak jeżeli one nie wchodzą w wymienione wyżej dwie kategorie, to nie jest to praktyka bezpośredniej drogi według definicji, warto nazwać to jakimś innym terminem, na przykład „początkowe etapy”.

Socjalne koncepcje regulują zachowanie człowieka w społeczeństwie, w jego stosunkach z innymi ludźmi albo instytucjami publicznymi – USC, sklep, policja, współpracownicy w pracy i tak dalej.

Dla efektywnej pracy z koncepcjami warto jest wyróżnić i sporządzić listę szczególnie ciężkich koncepcyjnych chorób, które na tyle głęboko zakorzeniły się w człowieku, że nawet ich zwykłe wytknięcie, nie mowiąc już o ich zbadaniu lub usunięciu, wyda się być bardzo ciężkim zadaniem w związku z całym spektrum natychmiast pojawiających się wyraźnych NE – jak rozrywających, tak i ściskających. Takie koncepcje nazywam „fundamentalnymi”. W związku z ogromną ilością związanych z nimi NE, praktykujący może nawet nie być w stanie zlokalizować u siebie takich koncepcji! Tak więc tutaj warto jest poprosić o pomoc innych praktykujących, żeby przetestowali oni Ciebie ze spektrum znanych im fundamentalnych koncepcji, obserwując Twoje reakcje. Zadanie ułatwia fakt, że dla każdych czasów, dla każdej kultury charakterne są całkiem typowe fundamentalne koncepcje.

Mechaniczne preferencje to zbiór myśli na temat: „było by dobrze, gdyby było właśnie tak”. Zazwyczaj się nie zastanawiasz, dlaczego tak właśnie było by „dobrze”, a działasz według znajomego schematu, nie analizujesz, co wyszło podczas poprzednich prób, kiedy stało się to, co uważałeś za „dobre”. Niemechaniczne preferencje to przypuszczenia, polegające na rozważaniach: „w związku z takimi i takimi okolicznościami i takimi znanymi mi zależnościami przypuszczam, że takie a takie wydarzenia z dużym prawdopodobieństwem doprowadzą do pożądanego wyniku”.

Troski to częsty przypadek mechanicznych preferencji, zbiór myśli na temat: „jak będzie strasznie, jeżeli będzie tak i tak”, „nie daj boże to się wydarzy”. Im towarzyszy NE o takiej samej nazwie. Przy tym nie analizujesz zmian, powstałych po tym jak wcześniej wydarzyło się z Tobą to, czego się obawiałeś. Jeżeli jednak sporządzić listę takich sytuacji, łatwo można będzie zobaczyć, że często w rezultacie takich wydarzeń życie zmieniło się w taki sposób, że w rezultacie myślałeś: „jak to dobrze, że wszystko się tak wydarzyło”.

Oceny to opis pewnej grupy postrzegań zgodnie z pewną skalą. Mechaniczna ocena powstaje wtedy, kiedy wybrana przez Ciebie skala jest albo absurdalna, to znaczy nie zbudowana na analizie Twojego doświadczenia, przyjęta przez Ciebie mechanicznie albo jest zupełnie nieobecna i oceny formułują się po prostu z przyzwyczajenia albo w celu podtrzymania NE. Jeżeli ocena powstaje w rezultacie radosnego pragnienia i na podstawie jasnego myślenia rozsądku, nie staje się ona trwałą tabliczką, przypiętą do grupy postrzegań, i możesz ją usunąć w każdej chwili, co sprawia, że zbiór interpretacji jest elastyczny i zostawia Ci wolność dla pokonania mechanicznej wyrobionej świadomości.

Mechaniczne cele to zbiór myśli na temat: „muszę to osiągnąć”, „trzeba to osiągnąć”. Przy tym nie analizujesz zmian, które się dokonały po realizacji poprzednich mechanicznych celów. Jeżeli przeprowadzić taką analizę, można z łatwością zobaczyć, że zbyt często w rezultacie doświadczałeś rozczarowanie, dostawałeś nie to, na co liczyłeś. Niemechaniczne cele to myśli typu: „chcę realizować takie lub takie radosne pragnienie”. Nie myl myśli z pragnieniami! Istnieje pragnienie pójść na spacer, a istnieje myśl „chcę pójść na spacer”. Podczas procesu realizacji radosnego pragnienia (to znaczy osiągnięcia niemechanicznego celu) sprawdzam czy istnieje rezonans między tymi radosnymi pragnieniami a pragnieniami, określonymi jako „środek realizacji pragnienia”.

Do tej samej kategorii celów odnoszą się również myśli, które nazywamy „cele przejściowe”, odpowiadające pragnieniom, które nazywamy „środkami”. Jeżeli istnieje pragnienie zjeść jajecznicę, to istnieje również myśl-cel „chcę przyrządzić jajecznicę” i „przejściowa myśl-cel „[w związku z takimi i takimi okolicznościami (do których zalicza się i radosne pragnienie i obecność kuchenki i tak dalej) i takich czy takich znanych mi zależności] należy włączyć kuchenkę”. Bałagan w tym problemie powstaje dlatego, że w naszym języku słowo „cel” stosuje się zarówno dla oznaczenia myśli jak i dla oznaczenia pragnień. Po usunięciu tego połączenia bardzo łatwo jest osiągnąć jasność.

Mechaniczne oceny to zbiór myśli na temat: „on nie powinien był tego robić”, „dobry człowiek”. Niemechaniczne oceny to myśli typu: „w związku z takim i takim jego przejawem mam powody, aby przypuszczać, że on czuł to i to”, „ponieważ on się tak zachowuje, kwalifikuję jego działania jako takie czy takie”.

Mechaniczne interpretacje bazują na przypadkowym doborze lub na mechnicznym nawyku albo są wywołane przez NE, jednak nie bazują one na rozmyślaniach. Na przykład, jeśli wszedłeś i zacząłeś krzyczeć, mogę się obrazić, i dobiorę interpretację, podtrzymującą to uczucie: „to zwykły cham”. Jednak jeśli jestem trzeźwomyślącą osobą, to zrozumiem, że możliwy jest cały zestaw interpretacji – przeprowadzasz jakiś eksperyment, albo to taki żart, albo krzyczysz wcale nie na mnie i tak dalej. W zależności od okoliczności i znanych mi zależności w końcu dochodzę do wniosku, które przypuszczenie jest najbardziej uzasadnione. Następnie mogę zadać Ci pytania, popatrzeć na Twoje zachowanie i skorygować interpretację, jeżeli pojawią się ku temu podstawy.

 

02-01-09) Wprowadzę termin „mocne cele”, czyli takie cele, osiągnięcie których sprawi, według Ciebie, że będziesz szczęśliwszy – ukończyć uniwersytet, wyjść za mąż/ożenić się, zrobić karierę, nauczyć się japońskiego, wyćwiczyć mięśnie i tak dalej. Nieosiągnięciu tych celów towarzyszy litość w stosunku do siebie oraz myśli „gdybym to osiągnął, wtedy to by dopiero było życie...”. Osiągnięcie tych celów nie sprawia, oczywiście, że ludzie są bardziej szczęśliwi, o czym można łatwo się przekonać patrząc na tych, kto osiągnął cele albo nawet na samego siebie, i wtedy spazmatycznie formułujesz nowe cele, a one znowu i znowu nie sprawiają, że czujesz się szczęśliwszy, znowu znajdujesz na to usprawiedliwienia i wyjaśnienia, stawiasz nowe cele, i tak dopóty, dopóki radosne pragnienia nie umierają ostatecznie, a Ty nie umierasz razem z nimi od starości i marazmu.

Zazwyczaj ludzie stawiają przed sobą mocne cele ze względu na stadny instynkt albo są one oparte na koncepcjach lub NE albo na pragnieniu posiadania, doświadczania uczucia własnej ważności, robienia wrażenia na innych, doświadczania zadowolenia, nie troszcząc się o to, żeby badać życie tych, kto już osiągnął ten cel, żeby pomyśleć – w jaki konkretnie sposób osiągnięty cel sprawi, że będziesz bardziej szczęśliwy. W procesie osiągnięcia mocnych celów ludzie zazwyczaj doświadczają całe spektrum znajomych im NE.

Jeżeli Twoje cele są oparte na uczuciu własnej ważności, pragnieniu wywoływać wrażenie, wtedy z entuzjazmem uczysz się języków obcych, czytasz różne książki, zaczynasz znać się na różnych rzeczach, uczysz się recytować, interesować, opowiadać, stajesz się chodzącą encyklopedią, możesz uczyć innych, zachwycać swoją wiedzą i zdolnościami, piszesz książki.. i oczywiście przy tym doświadczasz ogromną ilość NE i kończysz swoje życie znowu w zupełnym wyniszczeniu i pustce, z głową pełną cyfr, faktów i hipotez, i z sercem, które zamieniło się po prostu w mięsień zgodnie ze wszystkimi prawami anatomii, oraz z mózgiem, który zamienił się w to samo.

Człowiek, którym kieruje radosne pragnienie, także stawia przed sobą cel, jednak czuje radość i zadowolenie właśnie teraz, w każdym momencie procesu jego osiągnięcia – taka jest właściwość radosnych pragnień, przy czym zarówno osiągnięcie i nieosiągnięcie celu nie zmieniają tego, że czerpie on radość z życia. Słabymi celami nazywam takie cele, które ludzie stawiają przed sobą, żeby się ogłuszyć, żeby zabić szarość i nudę – to takie buławy, które oni stawiają w pustce, żeby im się wydawało, że oni dokądś idą. Sprzodu pałęta się zupełna pustka, ale kogo stać na to, żeby się szczerze do tego przyznać? I wtedy zarzucają oni tam – w nieznaną pustkę – taką buławę, która się na czymś zawiesza i oni ciągną się do niej i dostają środek usypiający, otępiającą ulgę w procesie całego ruchu, na zmianę któremu przychodzą męczące ataki tęsknoty, i w rezultacie oni czasem dostają martwy spokój trwający jedną minutę, kiedy osiągają cel, i tak pałętają się w kółko w tym urwisku bez dna. Na przykład, przeglądasz program telewizyjny i widzisz – dziś będzie piłka nożna, odczuwasz spokój, ponieważ już masz wypełniony wieczór – jest cel. A potem zadzwonisz do znajomego i pójdziecie z żoną w gości – wypijecie piwo i pogadacie o tym i owym, a rano czekają na Ciebie sprawy w pracy, w związku z czym nawet nie ma o czym myśleć – to całkiem zrozumiały cel, i on uśpi Cię od poniedziałku do piątku, a w niedzielę pójdziemy do kina, a teraz pójdę zjeść kolację i najbliższą godzinę też mam zajętą. To wszystko są „słabe” cele, jednak wydostać się spod ich władzy jest wyjątkowo ciężko. Nazwałem je słabymi, ponieważ nie przejawiają się one jak jasny długotrwały błysk, one okrążają jak mgła, jednak ta mgła trzyma bardzo mocno. Codzienne życie zwykłego człowieka nie istnieje bez słabych celi. Nie ma takiego okresu, kiedy nie był by on czymś zajęty, a jeżeli pojawia się taki okres, to natychmiast pojawia się troska, nuda, i jeżeli pilnie nie znajdzie się sobie zajęcia, to NE wzrastają do intensywności, która jest nie do wytrzymania. Kiedy ostatnio po prostu siedziałeś albo spacerowałeś lub leżałeś bez jakiegokolwiek celu? Po prostu obserwując niebo albo spacerując po lesie, uwolniwszy się od myśli? Ciągłe nagromadzenie słabych celi sprawia, że Twoje życie wygląda jak czerstwy chleb.

Spróbuj pobyć wsród ludzi nic nie robiąc. Reakcja będzie natychmiastowa i agresywna – dołożą oni wszelkich starań, aby sprawić, że znów będziesz robić chociażby cokolwiek, wybierając spośród wszelkich dostępnych środków – naśmiewanie się, osąd, pewność, negatywny stosunek, bezpośrednia przemoc. Nikt nie powinien się zatrzymywać, nigdy. Wszyscy powinni kręcić się jak wiewiórki w kołowrotku, każdy powinien mieć jakieś problemy. To jest niepisane prawo społeczeństwa, w którym żyjemy. Nikogo nie wypuszczą za granice drucianego drutu tak po prostu, przy czym jednym z głównych strażników są Twoje własne koncepcje i lęki, przecież to jest bardzo straszne – szczerze przyznać, że wszystkie Twoje cele są puste, wszystkie kierunki prowadzą jedynie wzdłuż zamkniętego koła, wszystkie zgromadzone rzeczy i osiągnięcia nie zmieniają nic w tym, jak przeżywasz ten moment – przeżywając NE lub OśP. Praktyce usuwania słabych celi na początku towarzyszy szok podobny do tego, którego doświadcza narkoman, który nie dostał swojej działki, mocny wybuch NE, spazmatycznych pragnień, jednak po pokonaniu tego „załamania” następuje niezwykłe OśP pełni, integralności. Radosne pragnienia, oczekiwanie i inne OśP, budzące się w miarę uwalniania się od słabych celi, nie tylko nie przeczą, a wręcz odwrotnie – rezonują z tą integralnością. Mechaniczne czynności całkiem wypełniają życie i robią z niej szarą i bezmyślną masę, i wyrwać się z tego kręgu jest ciężko, jednak nie jest to niemożliwe; wszystko zależy od Twoich radosnych wysiłków. Spójrz na swoje życie przez ostatnią godzinę i powiedz, czyż nie byłeś czymś zajęty? Czy myśli nie przewijały się z jednej strony na drugą? Ile faktycznych munit dziennie cierpisz od tego, że nie jesteś wolny od koncepcji, NE, mechanicznych pragnień? Ile faktycznych minut dziennie dokładasz starań, aby doświadczyć oświecone postrzegania? Ile faktycznych minut dziennie jesteś opętany niepokonaną żądzą OśP? I przy tym wszystkim na pewno na coś liczysz? Rozmyślasz o poszukiwaniu, prawdzie i miłości? Przecież to jest oczywista głupota. Nawet po to, aby nauczyć się angielskiego trzeba wziąć się za to poważnie i na długo. Dlaczego ludzie myślą, że po to, aby uwolnić się od przyćmień i nauczyć się przeżywać OśP wystarczy jedynie czasem pogadać o tym przy kufrze piwa? Nic się w Tobie nie zmieni, jeżeli nie oddasz się całkowicie swoim poszukiwaniom, swojej praktyce – dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą. Czy trzeba to wyjaśniać? Dzień w dzień oglądasz telewizor, uprawiasz seks, myjesz podłogę, gotujesz, marzysz o dużym wynagrodzeniu, wspaniałym samochodzie i pięknych ubraniach, objadasz się, ćwiczysz swoje mięśnie i trenujesz swój intelekt, nieprzerwanie przeżywając NE albo PE, ale gdzie w tym wszystkim dążenie do wolności od przyćmień, do przeżywania OśP? Pracujesz po 10 godzin dziennie, żeby zarobić na chleb, ale czy na pewno na chleb? A nie na kryształ – żyrandol – garnitur – samochód – dom wczasowy – zachcianki żony – zawiść przyjaciela? A potem ten sam człowiek z patetycznym wyrazem twarzy oznajmia o tym jak nieuchwytna jest prawda!

Czas płynie, każdego roku ludzie zmieniają jedne plany na inne niezależnie od tego czy się je osiąga czy nie. Ta bieganina nigdy się nie kończy. Nigdy nie gaśnie niesprecyzowana nadzieja „pożyć kiedyś potem dla siebie”, jednak to się nigdy nie wydarzy samo z siebie, do tego nigdy nie doprowadzą żadne mechaniczne, ponure pragnienia. Po pierwsze, sprawy nigdy się nie kończą. Po drugie, w momencie kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z bezmyślności swoich poprzednich celów, ogarnia go lęk i on spazmatycznie zaczyna szukać nowych. Po trzecie, kiedy pojawia się możliwość chociażby przez krótki okres czasu „pożyć dla siebie”, to okazuje się, że ludzie nie mają nawet pojęcia co to znaczy – żyć dla siebie, przecież oni już nie mają radosnych pragnień! Wtedy wymyślają oni „hobby” – zajęcie, które pozwoli im przeżyć zadowolenie posiadania albo wywrzeć wrażenie na innych, a to nieuchronnie prowadzi do nowych NE, do nowych mechanicznych celów.

Proponuję sposób wydostania się z tego zamkniętego kręgu – poprzez usuwanie koncepcyjnych przeszkód, poprzez podążanie za radosnymi pragnieniami, to znaczy takimi pragnieniami, którym towarzyszą oświecone postrzegania – sympatia, oczekiwanie, poczucie piękna, tajemnicy, zdecydowania i tak dalej. Każdy cel, powstały w oderwaniu od radosnych pragnień, nie rezonujący z nimi, doprowadzi jedynie do tych że samych NE. Zamień się w myśliwego – śledź, wywąchuj wszystkie, nawet najsłabsze, najdrobniejsze radosne pragnienia, realizuj je, i wtedy zaczną się one nasilać, pogłębiać, rozszerzać, wypychać przyćmione postrzegania, przyciągać oświecone postrzegania. Kryterium wolności od koncepcyjnych celów to oczekiwanie, zachwyt od przeżywania tajemnicy każdego momentu.

Niezależnie od miejsca i czasu miliardy ludzi idą jedną i tą samą drogą: urodzenie – gromadzenie – posiadanie – śmierć. Czas wolny staje się wyjątkowo męczący, bo przecież oznacza to męczące zderzenie się z problemem: „czym się zająć”, dlatego każdy spazmatycznie dąży do tego, aby maksymalnie wypełnić czymkolwiek swój czas. I jeżeli człowiek na jakiś czas pozostaje bezczynny, to on wtedy odczuwa jak świat dookoła niego pędzi gdzieś do przodu, on czuje się jak by był na skraju, wskakuje w pierwsze dostępne siodło i niesie się za resztą. Tak oto niosą się oni i pył za nimi raz się wznosi raz opada.

 

02-01-10) Wsród interpretacji można wyróżnić w osobnej kategorii interpretacje sensu, związku, przeznaczenia i inne, i w drugiej kategorii – interpretacje okoliczności, które z kolei można podzielić na interpretacje zachowania innych ludzi, interpretacje „zachowania przedmiotów”, interpretacje swojego zachowania i tak dalej.

Kiedy rozumiem, że zjawisko to jedynie zjawisko, a nie zjawisko „po coś tam”, i nie „dlatego, że”, to ułatwia mi usuwanie mechaniczych interpretacji. Niektórzy ludzie szczerze wierzą, że jeżeli istnieją gwiazdy, to to jest komuś potrzebne, i jeżeli u rośliny rosną liście, to istnieją one „dlatego, żeby” produkować chlorofil. Jest to skrajna forma mechanicznych interpretacji, jednak wielu na nią cierpi. Postrzegania, zbiór których nazywamy „zjawiska otaczającego świata”, po prostu istnieją, i nie ma ani postrzegania „morału”, ani postrzegania „sprawiedliwości”, ani postrzegania „sensu”, ponieważ domyślać się w czymś „sensu” oznacza interpretowanie „celu” albo „przeznaczenia”, co jest całkowitym wymysłem, ponieważ nikt nie posiada takiego postrzegania jak „przeznaczenie”. To można bardzo łatwo zrozumieć, ale bardzo ciężko jest pozbyć się chorobliwego nawyku szukania we wszystkim „sensu”, „przeznaczenia”, „mistycznego związku”, „nakazu” i temu podobnych. Nasz wiek uważa się za wiek ateizmu, co rzecz jasna jest ewidentnym błędem, ponieważ omal wszyscy chorują na prymitywne przesądy, domysły w „sensie”, „związkach”, „znakach” i „znaczeniach”.

Rozważmy, na przykład, „związek”. Jeżeli wcisnąć przycisk na klawiaturze, to na ekranie pojawi się litera. Właśnie to mają na myśli trzeźwo myślący ludzie, kiedy mówią, że między naciśnięciem przycisku a pojawieniem się litery „istnieje związek”. Jednak w związku z tym, że słowo „związek” w języku codziennym oznacza jeszcze coś zupełnie materialnego – sznur, łańcuch, to powstaje wymieszanie znaczeń (właśnie dlatego uważam, że nie warto w danym kontekście używać słowo „związek”, i proponuję zamienić je na inne), i w rezultacie ludzie zaczynają wierzyć, że istnieje jakiś „związek” między naciśnięciem przycisku i pojawieniem się symbolu, który jest czymś materialnym, pewnym konkretnym zbiorem postrzegań. W rzeczywistości nie ma żadnych takich postrzegań, a słowo „związek” oznacza dokładnie to, co było im nazwane, a konkretniej to, że po postrzeganiu „naciskając przycisk” pojawia się postrzeganie „pojawia się symbol na ekranie”. Kiedy brak tego zrozumienia (a zazwyczaj każdemu go brakuje), zaczynają w nadmiarze pojawiać się również inne koncepcje – o karmie, karze i tak dalej.

Dane rozważania mogą się wydawać zbyt skomplikowane, jednak przy dokładniejszym przyjrzeniu się okazuje się, że nie ma w nich nic skomplikowanego – ciężko jest się w nich połapać tylko za pierwszym razem, a nawet ta trudność polega nie na rozważaniach, a na pokonaniu nawyku dorysowywania brakujących postrzegań, na pokonaniu lęku pozostania bez swoich iluzji. Jednak kiedy pojawia się jasność, rozprzestrzenia się ona z łatwością na wszystkie pozostałe podobne sytuacje i okazuje się, że to jest wręcz zachwycające – posiadać jasność.

Podam przykład typowego dialogu:

- Istnieje związek między matką i dzieckiem.

- Jak go postrzegasz?

- Dziecko czuło się wczoraj źle i ja też czułam się źle.

- Czyli istnieje postrzeganie jego słów, że ono się czuło źle, postrzeganie jego zachowania, które interpretujesz jak „dziecko czuło się źle”, i Twoje postrzegania, które nazywasz „czuję się źle”. Ale co oznacza „źle”? Czy istnieje pewność, że nazywacie tym słowem jedno i to samo? Czy istnieje pewność, że Twoje „źle” nie powstało po prostu przez Twój nawyk doświadczać to „źle”, kiedy dziecku jest „źle”? Widzisz, że jest mu smutno i zaczyna Ci być go żal – wam obojgu jest „źle”. Ale gdzie tutaj postrzeganie „związku”?

- No jak to, przecież to właśnie i jest związek między nami – dziecko czuje się źle i ja czuje się źle.

- Przecież to nie „związek”, to po prostu nawyk doświadczać niektóre postrzegania w określonych warunkach.

- Nie, to jest związek, przecież dziecku było źle i mnie było źle.

I tak dalej w kółko. Nie da się wytłumaczyć, jeżeli nie ma szczerego wysiłku, aby osiągnąć jasność.

Jeżeli chodzi o interpretację zachowania innych ludzi, to tutaj jest to samo. Ludzie i ich zachowanie to dla Ciebie po prostu specyficzny zbiór TWOICH postrzegań, o których nie możesz powiedzieć nic więcej poza tym, że one istnieją. Wróbel odleciał – czy to wywoła u Ciebie NE? Nie, dlatego że przyzwyczaiłeś się odnosić się do tego jak do „zjawiska w przyrodzie” (co, tak na marginesie, jest abstrakcyjną koncepcją). Przechodzień nabluzgał. Czy to wywoła NE? Oczywiście, ponieważ odzywa się inny nawyk; ponieważ przechodnia nie traktujesz jako „zjawisko w przyrodzie”, nadajesz mu „świadomość”, „wolę” (co, tak na marginesie, jest abstrakcyjną koncepcją), odpowiednio odzywają się inne stereotypy zachowań, to znaczy pojawiają się NE. Jednak jeżeli rozumiesz, że postrzegania bluzgającego człowieka to po prostu taki zbiór TWOICH postrzegań, który nazywasz „zjawiskiem świata zewnętrznego” (co, tak na marginesie, jest abstrakcyjną koncepcją), to stereotyp reagowania w formie NE może się nie pojawić. Kiedy kieruje się w Twoją stronę wielka fala morska, zwijasz się w kłębek i opierasz się przed nią – czy przy tym ją nienawidzisz? Nie, możesz nawet odczuwać radość, zachwyt, chociaż rozumiesz, że fala może Cię uderzyć i to nawet bardzo mocno, a czasem fale nawet potrafią zabić. Kiedy napada na Ciebie pijany człowiek, zachowujesz się podobnie – stawiasz mu opór, jednak z przyzwyczajenia interpretujesz jego działanie nie jako rezultat mechanicznego zbioru pragnień w tym miejscu, a domyślasz się jakiegoś „jego”, i w związku z tym, że istnieją koncepcje o tym, że „on” „powinien”, przeżywasz NE. Wierzysz w to, że Twoi krewni posiadają niezwykłe cechy, wyróżniające ich wśród innych ludzi, sprawiające że są oni bardziej „bliscy” Tobie. Ale przecież nie ma żadnego takiego postrzegania jak „pokrewny związek”, sam je sobie wymyślasz i następnie dążysz za stereotypami, powstałymi na tle tego widma. Co wynika z tego, że ta kobieta urodziła dziecko, z którego w tajemniczy sposób z czasem utworzyło się to, co nazywasz „sobą”? Czy z tego wynika, że będziecie mieli wspólne zainteresowania, że będzie Ci się podobało życie i rozmowy z nią? A do tego jeszcze z jej mężem, ojcem, bratem, siostrą, żoną brata, ich dziećmi, babcią, dziadkiem, ich znajomymi.... czyż to nie jest totalna głupota?? A co wynika z tego, że urodziłaś dziecko? Czy to oznacza, że oto ten zupełnie nieznany Ci człowiek, znajdujący się w Twoim brzuchu, teraz „musi” wzbudzać Twoje zainteresowanie, „musi” być Tobie bliski? A do tego i jego przyszła żona, dzieci, brat żony, dzieci brata żony... Koncepcja „bliskości” krewnych posiada dwie niezwykłe cechy: a) jest ona najświętrzą wśród świętych w naszym społeczeństwie, b) jej bezsensowność, bezpodstawność, sprzeczność z całym pozostałym życiowym doświadczeniem jest na tyle wielka, że po prostu nie da się tego nie zauważyć. Jednak każda próba szczerze pomyśleć na dany temat, zacząć zachowywać się zgodnie ze swoimi radosnymi pragnieniami na przekór danej koncepcji jest skazana na wyjątkowo wyrazistą nienawiść ze strony krewnych i nie dooceniać ten fakt oznacza stawiać się w niebezpieczeństwie. A propos „bliskości”. Jak tylko syn lub córka zdaje sobie sprawę, że jego rodzice mało go interesują, jak tylko zaczyna podążać za swoimi radosnymi pragnieniami, wtedy od razu „bliskość”, którą czują w stosunku do niego jego rodzice, przyjmuje bardzo dziwną formę, a dokładnie – formę nienawiści. W zbiorze artykułów będę umieszczał artykuły praktykujących na ten temat, i nie co drugi, nie co trzeci, a co dziewiąty na dziesięć praktykujących spotyka się z tym, że jego rodzice na widok tego, jak on przestaje udawać, że oni są dla niego interesujący, zaczyna usuwać NE, podróżować, podążać za radosnymi pragnieniami, oznajmiają swojemu „ukochanemu” i „bliskiemu” dziecku prawdziwą wojnę – porywają go, zamykają, wiążą, próbują poddać opiece psychiatrów (co w naszych czasach jest wciąż możliwe. Psychiatria wciąż pozostaje kijem w rękach agresywnych ludzi. Wspólny przęstępczy pakt krewnych może doprowadzić do tego, że zamkną Cię w psychiatryku i zakłują preparatami (staniesz się potulnym i cichym kawałkiem brewna i krewni będą zadowoleni), a nawet mogą próbować zabić! Proszą rozwiązać ten problemu policję, i policja posłusznie spełnia swój służbowy obowiązek – krzyczy na nieposłuszne pełnoletnie (!!!) dzieci, zastrasza, grozi im więzieniem (!!). Kochający rodzice piszą wnioski do władz o tym, że prowadzę sektę, że gwałcę dziewczyny, sprzedaję je do domów publicznych, robię z nich „zombi” (??), piszą do mnie jako autora tej książki listy z groźbami zabicia mnie i całkiem poważnie obmyślają i publicznie oświadczają o swoich zamiarach zabić mnie jako że jestem zarodkiem piekła. Stąd moja rada dla praktykujących – jeżeli chcesz dać krewnym możliwość zapoznania się z PBD, daj im moją książkę razem z innymi – Osho, Castanedy, Gurdżyjewa i tak dalej. Niech sami wybierają, a Ty wybieraj swoją drogę sam, nie praktykuj „oświecenia”, ono nie ma perspektyw. W przeciwnym razie – oczekuj wojny nie na życie, a na śmierć, którą Ci objawią Twoi „bliscy”. Rozumne uświadomienie sobie, że „pokrewny związek” to czysty wymysł nie wystarczy, aby pokonać jego działanie, przejawiające się we wszelkich „powinienem”. Dla rzeczywistego pokonania działania mechanizmów radzę przeprowadzić całoskalową analizę krewnych. Pomyśl, co to za ludzie, na ile oni faktycznie są Tobie bliscy i na ile jesteś nimi zainteresowany. Zrób listę składającą się z setki pytań, odpowiedzi na które są ważne dla Ciebie samego, poproś swoich krewnych, aby odpowiedzieli na Twoje pytania, poprzyj swoje pragnienie właśnie tym, że chcesz ich poznać bliżej. Niech wśród tych pytań będą pytania i o seks i o NE – wszystko to, co naprawdę Cię martwi, interesuje. Następnie bez emocji rozważ ich odpowiedzi i sporządź na ich podstawie szczerą opinię. Upewniaj się, zadawaj dodatkowe pytania – postaraj się poznać bliżej swoich krewnych.

Przejdziemy do problemu interpretacji okoliczności. Kiedy boleśnie potykasz się o kamień, powstaje myśl „a to świnia, leży sobie tutaj...”. Kiedy otwierasz książkę i ona już trzeci raz podrząd wypada z rąk, powstaje myśl „co jest!?” i zaczynasz się irytować. Takich przejawów, świadczących o obecności w Tobie mechanicznych interpretacji jest mnóstwo – wystarczy jedynie dokładnie się przyjrzeć, a zobaczysz, że życie jest dosłownie nasiąknięte nimi, każda chwila jest naszpikowana interpretacjami. Ty „wiesz”, że książka „powinna” otworzyć się za pierwszym razem; oczekujesz, że kamień „nie powinien” leżeć na drodze; jesteś pewien, że chłopiec sąsiadów „powinien” witać się pierwszy, a Twój syn „powinien” się lepiej uczyć, rząd „powinien” przeprowadzać bardziej prawidłową politykę monetarną, a nowa lodówka „nie powinna” od razu się zepsuć. Mechaniczne interpretacje okoliczności są wszędzie, całe życie jest nimi przesiąknięte.

I kiedy zaczynasz pozbywać się mechanicznych interpretacji, pojawia się niezwykła świeżość, oświecone postrzegania. W dalekim dzieciństwie byłeś wolny od ciężaru interpretacji, po prostu patrzyłeś na świat szeroko otwartymi oczami i w miarę usuwania mechanicznych interpretacji zaczynasz czuć jak świeżość wrażeń z czasów dzieciństwa powraca. Świat staje się głębszy, szerszy, wyższy, większy, bardziej zadziwiający i przejrzysty, wyrastają w nim nowe wymiary postrzegań, które wcześniej natychmiast się tłumiło już w zarodku.

Interpretacje to zbiory myśli, które grupują się w mocne koncepcyjne struktury. To można łatwo zauważyć. Kiedy idziesz ulicą, wiesz że teraz jest „zima”. Kiedy przychodzisz do domu, wiesz co znajduje się za oknem. Kiedy idziesz do pracy, doskonale wiesz, że przyjdziesz właśnie tam, i że tam będzie dokładnie to co zawsze. Wiem, jak mam na imię. Wiem, w jakim kraju mieszkam, jacy ludzie mnie otaczają. To wszystko to twardo usytuowany zbiór interpretacji i nie mam możliwości zobaczyć to, czego zazwyczaj nie widzę. Jeżeli widzę „drzewo”, to „wiem”, że „drzewo” to gałęzie, pień i liście, i nie zwracam uwagi na prześwity między liśćmi, nie zobaczę gry cieni, i nie doświadczę uczucia piękna i oczekiwania, które w tajemniczy sposób z nim rezonują. Nie zwracam uwagi na przebłysk radosnego pragnienia, nie odwrócę się i nie pójdę w drugą stronę – przecież „wiem”, że idę do sklepu.

 Lubię podróżować – spacerować po nieznajomym mieście, patrzeć na najzwyklejsze rzeczy i doświadczać zadziwiające uczucie oderwania, świeżości jedynie dlatego, że niczego tutaj nie poznaję, nie byłem tutaj i nie wiem, co mnie czeka za rogiem. Wiem, że nikt mnie tu nie zna i czuje się uwolniony. Sam nie wiem co będę czuć za minutę albo dwie – nic nie jest zaprogramowane, jeszcze się nie sformowały nawyki. A co przeszkadza Ci doświadczać to właśnie tu i teraz – u siebie w domu, w pracy, w środkach transportu? Jedynie nawyk postrzegania siebie „w domu”, a to jest również nawyk doświadczania szarości, bycia bez uczuć, zmęczonym, na nic nie czekać, nie przysłuchiwać się swoim pragnieniom, oświeconym postrzeganiom. Kiedy wyobrażam sobie, że mieszkam w innym mieście, że nikt mnie tu nie zna, że ja to w ogóle nie ja, to życie się budzi, radosne pragnienia są bardziej wyraźne. Jednak, rzecz jasna, od razu pojawia się myśl: „to wszystko gra, w rzeczywistości wiem, gdzie się znajduję”, i wszystko znika, znowu dochodzi do władzy codzienna szarość. Jasna świadomość rozsądku nie przeciwstawia się oświeconym postrzeganiom, oczywiście. Jednak przy pomocy takiej praktyki „zapominania” można wywołać te OśP, które z przyzwyczajenia nie pojawiają się w danych okolicznościach, należy je zapominać i ćwiczyć przeżywanie ich niezależnie od interpretacji. I w związku z tym, że pojawiają się te postrzegania, których do tej pory nie było, oznacza to, że „ja” poprzedni to już nie „ja” obecny, przecież „ja” to jedynie oznaczenie zbioru postrzegań, pojawiających się w tym miejscu.

Co minutę, co sekundę oszukujemy się, mówiąc, że to wszystko jest już nam znane. Wiadomo co jest, co będzie, gdzie będę za minutę i tak dalej. Bez przerwy pracuje komputer w głowie, i dopóki on pracuje, bądź pewien, że 99% wszystkich ciekawych rzeczy, których mógłbyś teraz doświadczyć przechodzi obok. Na świat nakłada się schemat opisów, który nie pozwala wyrwać się poza jego granice.

Budzę się rano. Mówię – jestem w domu, oto mój dom, moje mieszkanie, moje miasto, będę robić to i to, mam takie i takie plany, na dworze pada deszcz, jest brzydko, pochmuro, beznadziejnie... pojawia się cały zbiór skojarzeń i nawyków związanych z tym opisem, i staję się szarym pustym stworzeniem.

Budzę się rano. Wiem, że będę się starać usunąć przyćmienia, więc może się zdarzyć wszystko co tylko możliwe. Może się otworzyć coś nowego niezależnie od tego, gdzie jestem i kim jestem, w każdej chwili życie może się zmienić, i to jest trochę straszne, jednak bardzo intrygujące. A zwłaszcza moje życie może się zmienić, jeżeli wprowadzę w życie czyny, uwalniające mnie od stereotypów postrzegania i stosunku do świata. I czuję, że dotykam pulsu życia i natychmiast, faktycznie, zaczynają się dziać zadziwiające rzeczy – pojawiają się ciekawe, nowe myśli, świeży nastrój, przebłyski nowych albo już znanych OśP, zaczynam zachowywać się inaczej, w środku mnie otwiera się droga. Wcześniej często odczuwałem mocną potrzebę kochać, ale komputer w mojej głowie mówił – chcesz kochać, ale nie ma kogo! No, nie ma teraz obok mnie takiej osoby, która by mnie zachwycała, którą mógłbym kochać. I od razu robiło mi się szaro, ciemno i wstrętnie. Taka sytuacja, kiedy nie przeżywałem miłości, bo nie było odpowiedniej osoby mogła trwać miesiącami. Nadszedł dzień, kiedy spytałem samego siebie – a właściwie co za różnica? Chcę kochać – teraz. Czy ma znaczenie, że w danej chwili nie ma kogo kochać? Może mogę po prostu wyobrazić sobie taką osobę, przecież chcę kochać, a kogo – czy to ma znaczenie? Spróbowałem wyobrazić sobie dziewczynę, utworzył się jakiś obraz i zrozumiałem, że nie, nie da się kochać abstrakcyjnego obrazu. Wtedy postawiłem pytanie inaczej – a może będę potrafił kochać, jeżeli przyjmę hipotezę, że gdzieś jest dziewczyna, którą mógłbym pokochać, gdybym ją spotkał. Moje oczy jej nie widzą, nic o niej nie wiem, ale fakt, że odczuwam pragnienie kochać oznacza, że ją czuję i kocham. I dlaczego muszę zabijać swoimi rozważaniami pragnienie i zdolność kochać? To tak samo jak powiedzieć – teraz jest noc, kochanie, jest bardzo ciemno, nie widzę Cię – jak mogę Cię kochać? Głupio? Głupio. A takie sytuacje są do siebie bardzo podobne – nie widzę, nie słyszę, nie wiem nic o istnieniu ukochanej dziewczyny, ale to właśnie potrzeba odczuwania miłości jest bezpośrednią wiedzą o niej. Po przyjęciu takiej hipotezy odkryłem, że jestem zdolny do odczuwania miłości! Czułem się w tym momencie trochę szalony, odczuwałem powściągliwość, ponieważ rozsądek podpowiadał: „co Ty wyprawiasz...jak w ogóle można kochać niewiadomo kogo? To jakieś szaleństwo..”. Jednak szaleństwo czy nie, wybór jest bardzo łatwy – albo odczuwam to właśnie teraz albo tego nie odczuwam. Wybrałem odczuwać, realizując tym samym bezpośrednie pojawienie się oświeconego postrzegania, usuwając szarość, podtrzymującą się koncepcjami o braku ukochanej dziewczyny. Jeżeli ktoś nazwie moje przeżycia iluzją albo głupotą albo szaleństwem – mnie wszystko jedno, ponieważ PODOBA MI SIĘ to, co teraz odczuwam, podoba mi się to, jak zmienia się życie w wyniku takich przeżyć.

W rezultacie przeżywałem miłość nie skierowaną na nikogo konkretnego tak długo jak długo mogłem to znieść. Nie przeszkadzały temu prywatne stosunki z ukochaną, bo przecież nasze osobowości się nie krzyżowały, i moja obecna wtedy skłonność do NE nie stawała się przeszkodą dla miłości. Ta miłość posiadała niezwykłe właściwości – ona nie tylko nie była skierowana na nikogo konkretnego, ona oprócz tego nie wychodziła ode mnie! Byłem jak by na drodze strumienia miłości, która zaczynała się z nikąd i szła do nikąd, przeszywając mnie. Później doświadczenie takiej miłości nauczyło mnie kochać również konkretną osobę bez domieszek NE posiadania, zazdrości i tak dalej. Miłość stała się właśnie Przeżyciem, a nie dziką masą NE i PE.

Nic tak nie ogranicza życia jak błędne „rozumienie” tego, że życie jest ograniczone. Moje eksperymenty doprowadziły do następującego wniosku: emocje to nieodłączna część „mnie”, można je wybierać na życzenie. I kiedy się zastanowiłem nad tym, czego tak naprawdę chcę, to zobaczyłem, że NE – to bagaż, który niosę z przyzwyczajenia, i chcę się go pozbyć. W ten sposób postawiłem przed sobą zadanie usunąć NE, i osiągnięcie tego zadania okazało się być wyjątkowo ciekawe, chociaż wcale nie łatwe.

 

02-01-11) Zmiany w życiu człowieka stają się jego nowym więzieniem, ponieważ są wywołane nie poprzez wysiłek związany z realizacją radosnych pragnień, a poprzez wpływ mechanicznych pragnień, które są uwarunkowane NE, koncepcjami, lękami. Na przykład, wychodzisz za mąż nie dlatego, że istnieje stan zakochania i radosne pragnienie zamieszkania z tą osobą, a dlatego, że „tak trzeba”, „już czas”, „tak jest wygodnie”, „koleżanki radzą”, „można legalnie uprawiać seks”, „czas rodzić dzieci, bo przecież celem kobiety jest...”, „to wydaje się być dobry człowiek” i tak dalej. Przechodzisz z celi do celi, zmieniasz obiekty przywiązania i rodzaje przyćmień, a życie pozostaje wciąż tym samym źródłem cierpień niezależnie od tego, jak postępujesz. Ta rada jest całkowicie skierowana do ludzi: „rób co chcesz, i tak będziesz tego żałował”.

Jednym ze sposobów utrzymywania się w więzieniu jest mechaniczny wybór interpretacji, to znaczy nie przy pomocy rozmyślań albo rezonansu z OśP, a automatycznie, to znaczy z przyzwyczajenia, pod wpływem NE i koncepcji, po czym interpretacja na trwałe przykleja się do zjawiska i zaczyna być postrzegana nie jak jedna z możliwych, a jak wyrażenie „prawdziwego sensu”. Koncepcje, osaczone automatycznymi interpretacjami przyjmują szczególną trwałość, stają się „oparciem” dla człowieka niezależnie od tego, jakich cierpień przysparza mu to „oparcie”, i lęki już więcej nie dopuszczają rozsądek do tego obszaru. Na przykład, jeżeli posiadasz koncepcję „dziecko powinno odrabiać lekcje”, i istnieje interpretacja „to jest moje dziecko”, to już nic nie uratuje nieszczęśnika – będzie musiał odrabiać lekcje do upadłego, jakie by nie były jego radosne pragnienia. Jednak jeżeli zbadać koncepcję o „moim dziecku” i zamiast interpretacji „moje dziecko” wybrać „samodzielny człowiek ze swoimi radosnymi pragnieniami, który sam wybiera swoje życie, będzie się sam uczył, w tym również na skutkach, powstałych w rezultacie jego własnego wyboru”, wtedy również Twoja koncepcja – „dziecko powinno” otworzy się, stanie się dostępna dla badań, utraci nad Tobą poprzednią władzę, przestanie byc źródłem niesamowitej liczby różnych NE, a oprócz tego u Twojego dziecka pojawia się szansa uniknąć bezwzględnej przemocy, zacząć doświadczać i realizować swoje radosne pragnienia, zacząć żyć.

Patrząc na kawałek mięsa zwykły człowiek widzi apetyczną kolację, a wegetarianin – odciętą od trupa zwierzęcia część ciała. W obu przypadkach kawałek mięsa jest ten sam, jednak interpretacje znacznie się od siebie różnią, i w obu przypadkach ludzie uważają, że ich interpetacja jest jedynie słuszną. Interpretuje się KAŻDE zjawisko i wydarzenie, nawet najmniej znaczące.

Wyborem interpretacji kieruje zbiór koncepcji i nawyków, jednak można żyć inaczej. Na przykład, zwolnili Cię z pracy. Jeżeli nie doświadczasz OśP, to pojawia sie zwykła interpretacja tego wydarzenia, jako przyczyny dla powstania NE. Jeżeli natomiast zajmuję się praktyką, to powstaną zupełnie inne interpretacje: „a) pojawiła się możliwość trenować usuwanie silnych NE, i jeżeli je pokonam, to nawyki usuwania NE staną się bardziej doskonałe, OśP zaczną się pojawiać bardziej aktywnie, b) zostałem wyrzucony ze środowiska, w którym utworzyło się mnóstwo mechanicznych nawyków, których nie udało mi się bezbłędnie pokonać, i w nowych warunkach od razu będę mógł zacząć budować nowe nawyki, c) niewiadomo, jak się teraz zmieni życie, jakie nowe możliwości staną przede mną”. Oto jeszcze jeden przykład – pojawiła się NE. Jedna interpretacja: „to jest przeszkoda dla mojej praktyki”, druga: „to intensyfikuje praktykę, ponieważ dostałem jeszcze jedno doświadczenie w usuwaniu NE; odkryłem sytuację, w której NE wciąż powstają; jeszcze raz wywołałem dążenie do OśP”.

Wybieram interpretacje nie przeczące jasności umysłu oraz rezonujące z OśP, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma takiego postrzegania jak „w rzeczywistości”. I zupełnie nie jest konieczne, aby była to jakaś jedna interpretacja, ich może być kilka, one w niczym sobie nawzajem nie przeszkadzają. Jeżeli pojawiła się NE, to co to jest „w rzeczywistości” – przeszkoda czy trampolina? A czym jest drzewo „w rzeczywistości”? Liśćmi czy prześwitami między nimi? Albo i jednym i drugim? Albo dodatkowo poczuciem piękna, które jeżeli nie ma parawanu w postaci NE, ZAWSZE pojawia się w tym miejscu tak samo niepostrzeżenie jak wzrokowe, dotykowe i słuchowe postrzegania? Przecież odnotowuję – „istnieje poczucie piękna”, ale nie ma postrzegania „moje poczucie piękna”.

Kiedy mechanicznie wybierasz jedną interpretację i zaczynasz wierzyć, że jest ona jedyną słuszną interpretacją, to zamieniasz się w trupa. Stajesz się głupcem, któremy wszystko „wiadomo”. Oczekiwanie, zdecydowanie, przedsmak, a po nich również inne OśP przestają się pojawiać, rozsądek Cię opuszcza, radosne pragnienia nie pojawią się, odkryć nie będzie, i NE przejmą całkowitą władzę, zamieniając Twoją twarz w maskę, a Twoje ciało - w szybko starzejący się chory wrzód. Popatrz dookoła – otaczającym Ciebie ludziom zawsze wszystko wiadomo. Kiedy ostatni raz słyszałeś w odpowiedzi na swoje pytanie wyrażenie typu „nie mam jasności w tym temacie” albo „nie mam wystarczających podstaw, żeby rozmyślać o tym” albo „myślałem o tym, ale nie doszedłem do konkretnego wniosku” albo „w tym momencie moje zdanie jest takie, jest ono oparte na takich i takich obserwacjach, przypuszczeniach i na takiej i takiej informacji, i na razie nie mam argumentów dla zmiany tego punktu widzenia”? Odpowiem Ci – nigdy nie słyszałeś takich odpowiedzi i nie usłyszysz ich od nikogo, oprócz osób zajmujących się moją praktyką.

Uwolnienie się od koncepcji uwalnia drogę do doświadczania OśP. Na przykład, jeżeli chce się doświadczać delikatność, sympatię, zachwyt, poczucie piękna, ale nie ma człowieka, do którego możesz czuć te OśP, to wtedy ich nie doświadczasz, stając się tym samym ofiarą koncepcji, twierdzącą że można je doświadczać jedynie w stosunku do kogoś konkretnego, kogo znasz, widzisz, czujesz. I myślisz sobie: „no nie mam w stosunku do kogo tego doświadczać...” i na tym się wszystko kończy, podczas gdy w rzeczywistości nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś doświadczał te OśP.

W rezultacie dokładnego zbadania interpretacji pojawia się jasność, że nie ma żadnego „w rzeczywistości”, a są jedynie postrzegania i ich interpretacje, które mogą być logicznie sprzeczne lub niesprzeczne, rezonować z OśP albo nie, odpowiadać posiadanym obserwacjom lub nie, mogą być zbudowane z uwzględnieniem świadectw innych ludzi lub nie. Tę jasność, jak każdą inną, przeżywa się jak coś niezwykłego, jak poczucie nieograniczonej przestrzeni, wolności.

Jasność, pojawiająca się w rezultacie uwolnienia się od siły mechanicznych interpretacji, jest samodzielnym oświeconym postrzeganiem. Kiedy opisujemy to postrzeganie, to stosujemy obrazy i słowa, ale jasność to nie obrazy i nie słowa. Istnieje wiele różnic:

a) kiedy pojawia się jasność, która rezonuje ze słowami „wszyscy otaczający mnie ludzie nieprzerwanie śpią albo są już martwi”, to za minutę jasność może zniknąć, podczas gdy jasność rozsądku pozostaje. Jednak ile byś nie powtarzał to wyrażenie, nic się nie zmieni – ponowne wywołanie jasności uda się jedynie w rezultacie nowego wysiłku, nowego dążenia do szczerości.

b) jasność posiada ogromną ilość odcieni, poziomów, podczas gdy poziom jasności rozsądku jest tylko jeden – albo rozumiesz tok rozmyśleń albo nie.

c) jasność wywołuje rezonans z innymi OśP, podczas gdy jasność rozsądku pozostaje osobnym postrzeganiem – właśnie dlatego intelektualnie rozwinięci ludzie najczęściej pozostają tępi, całkowicie pogrążeni w NE.

I tak dalej. W potocznym języku słowo „jasność” oznacza oba zjawiska, i właśnie ta dwuznaczność wywołuje wielkie zamieszanie.

Oto jeszcze jeden przykład: nawyk interpretować niektóre warunki jak „niewygodne” dla praktyki. A skoro warunki są „niewygodne”, to pozostaje albo czekać dopóki one się nie „poprawią” albo zacząć je „poprawiać”, na co można poświęcić całe życie, a w rezultacie pojawią się jedynie kolejne „niewygodne” warunki. Obszar warunków mieszczących się w kategorii „niewygodnych” może poszerzać się na tyle, że w rezultacie zawładnie całym życiem, stając się usprawiedliwieniem dla braku praktyki. Tego błędu można uniknąć poprzez określenie dokładnego znaczenia słowa „niewygodny” oraz poprzez dążenie za radosnymi pragnieniami, w tym również za pragnieniem zmiany warunków oraz za pragnieniem przestać je zmieniać, a także za pragnieniem skupienia się na praktyce w każdych okolicznościach i przy jakichkolwiek pragnieniach. Praktyka czasem staje się wyjątkowo efektywną właśnie w niepożądanych Tobą warunkach, jeżeli Twoje zdecydowanie i upór są na odpowiednim poziomie, i wtedy może powstać pragnienie specjalnie stwarzać dla siebie warunki określone wcześniej jako niewygodne (patrz dalej rozdział o śledzeniu i ascetyzmie). Stanowisko praktykującego jest następujące: każde okoliczności to wspaniałe warunki dla praktyki, to wyzwanie, które przyjmujesz z radością i oczekiwaniem. Jesteś okrążony przez agresywnych krewnych? To są wspaniałe warunki dla usunięcia powstającego NT, agresji, użalania się nad sobą. Nikt Cię nie rusza, wszystkiego masz pod dostatkiem i nikt Cię nie rozprasza? To są wspaniałe warunki dla usunięcia zadowolenia, nudy, szarości, mechanicznych pragnień. Pragnienie zmiany warunków może również swobodnie pojawiać się i realizować równolegle z innymi pragnieniami. Zadanie polega na tym, żeby ono było radosne, żeby towarzyszyło mu oczekiwanie, żeby nie było ono poparte użalaniem się nad sobą i innymi NE.

Cytat z Kastanedy: „żołnierz przyjmuje swój los, jakim by on nie był i w całkowitej zgodzie przyjmuje go takim jaki jest, lecz nie jako powód do żałoby lub dumy, a jak żywe wyzwanie”. Zamień słowo „los” na „postrzegania, które nazywasz „powstałymi okolicznościami” i postrzegania, które nazywasz „sobą” „, a słowo „zgoda” na „brak NE i PE”; „żywe wyzwanie” to jest to, co rezonuje z oczekiwaniem, zdecydowaniem, - i wtedy sens tego wyrażenia stanie się zupełnie jasnym.

Dane przykłady są bardziej lub mniej zrozumiałe, a teraz – niezwykły przykład, zrozumienie którego będzie wymagało od Ciebie wysiłku. Czy uważasz liście, gałęzie i pień za części drzewa? Uważasz. Dlaczego? Dlaczego liść jest częścią drzewa, a samochód stojący pod drzewem nie jest jego częścią? Dlatego, że liść stale rośnie? Ale samochód stale podjeżdża...czym się różni jedna stałość od drugiej? Dlatego, że można wzrokiem nieprzerwanie zaobserwować drogę od liścia do pnia? Ale również od samochodu można nieprzerwanie przejechać wzrokiem od ziemi do pnia, tym bardziej jeżeli samochód dotyka drzewa. Dlatego że soki biegną wzdłuż gałęzi do liścia? Ale również od kół samochodu strumień biegnie do drzewa. W rezultacie staje się jasne, że problem tego, co stanowi część drzewa, rozwiązuje się poprzez uzgodnienie, i że kryteria, według których można przeprowadzić granicę nie jest ciężko znaleźć – liść, oderwany od drzewa zawsze zaczyna bardzo szybko się zmieniać, usychać, podczas gdy samochód się nie zmienia, jeżeli odjedzie na metr od drzewa. Liście zawsze są na drzewach w związku z powszechną okresowością, podczas gdy miliardy drzew w tajdze nigdy nie stykają się z samochodami. Teraz rozważmy taki problem – czy uczucie piękna, które doświadczam patrząc na drzewo stanowi jego część? Każdemu człowiekowi dane pytanie wyda się być idiotycznym, przecież odpowiedź jest zupełnie „oczywista” – oczywiście że nie, uczucie piękna nie jest częścią drzewa. To właśnie i jest twardo ustanowiona interpretacja. Przytoczę przykładowy dialog, w którym pokazuję, że możliwa jest również inna interpretacja:

- Kiedy patrzę na drzewo i widzę pień, mam wzrokowe postrzeganie – oto właśnie moje postrzeganie, ale nazywam je „postrzeganiem części drzewa” i jeżeli doświadczam uczucie piękna, to dlaczego nie nazywam go również postrzeganiem częsci drzewa?

- Dlatego, że kiedy patrzysz na drzewo to za każdym razem doświadczasz postrzeganie „widzę pień”.

- Za każdym razem również doświadczam uczucie piękna, kiedy patrzę na drzewo.

- Za każdym razem? Na obojętnie jakie drzewo?

- Tak, za każdym razem, jeżeli nie przeżywam NE.

- Aha, czyli kiedy przeżywasz NE, to uczucia piękna nie ma?

 - Oczywiście, ale jeżeli zamkniesz oczy, to i wtedy nie będzie postrzegania pnia.

 - Ale wszystkie liście drzewa są różne, ich różnorodność jest nieskończona, a uczucie piękna – jedno i to samo, co i oznacza, że uczucie piękna nie jest częścią drzewa, a właściwością Twojego postrzegania, bo przecież jeżeli założysz różowe okulary, to nie będzie oznaczało, że świat jest różowy?

- Uczucie piękna nie jest zawsze takie samo. Jest ono tak samo nieskończenie różnorodne, ale całe życie spędzasz w NE i oświecone postrzegania są dla Ciebie rzadkością, dlatego nie masz doświadczenia w rozróżnianiu odcieni tego uczucia.

Oto taki niezwykły wniosek otwierający drogę do wielu badań, odkryć. W danym przykładzie przyczyną obecności błędnej interpretacji jest nie tylko nieprecyzyjność znaczenia słowa „część”, ale również brak doświadczenia w przeżywaniu OśP. Ten, kto nie trenował rozróżniania kolorów i formy powie, że wszystkie liście są jednakowe, ale wszystkie dzieci są zmuszeni uczyć się rozróżniania kolorów i formy, ponieważ jeżeli matka mówi „daj mi niebieską filiżankę”, a Ty przyniesiesz jej granatową to dostaniesz porcję NE i u Ciebie pojawi się bodziec do rozpoczęcia rozróżniania niebieskiego koloru od granatowego.

Oto jeszcze jeden prosty, ale trafny przykład: kiedy siedzisz w biurze, „wiesz”, że za oknem jest hałaśliwe i brudne miasto, a za ścianą tępi, irytujący ludzie. Jednak za ścianą i za oknem jest również coś innego – jest ocean, tajga, góry, zwierzęta, po prostu nie widać tego przez okno, ale to tam jest, i Ty o tym wiesz, ponieważ podróżowałeś i widziałeś. Dlaczego więc wybierasz nie mysleć o tym, co rezonuje z OśP? Z przyzwyczajenia. Obie interpretacje nie są sprzeczne z Twoim postrzeganiem świata, dlatego praktykujący wybiera wiedzieć, że za ścianami biura są ocean, szczyty gór, łąki i lasy.

Oto jeszcze jeden przykład, rozpatrzenie którego ma daleko idące konsekwencje. Niezależnie od tego, co mówią filozofowie, wszyscy ludzie (łącznie z samymi filozofami) bezgranicznie wierzą w to, że istnieją przedmiot i osoba. Podczas gdy jest to jedynie interpretacja naszych postrzegań. Wyjaśnienie leży na wierzchu, nie jest tu potrzebna żadna wnikliwa analiza. Popatrz sam: wszystkie istniejące postrzegania – co można o nich powiedzieć oprócz tego, że one istnieją? Oto co: można wskazać ich różnice i je opisać. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, i tym się często zajmujemy – wskazujemy różnice, dajemy różnym grupom postrzegań różne nazwy, stosujemy je w życiu codziennym i w praktyce i otrzymujemy pożądane rezultaty. Oczywiście, nigdy nie możemy zlokalizować tak zwaną „granicę”, na przykład: „krzesło” – to to, co ma nogi, siedzenie rozmieszczone na tych nogach, oraz oparcie przytwardzone do siedzenia. W sklepie meblowym można znaleźć przedmiot, który również nazywa się „krzesło”, ale jest on zupełnie inny, niepodobny do naszego opisu – na przykład, to może być „pufa” – bez nóg, bez oparcia i z czymś słabo podchodzącym pod opis „siedzenie”. Z takim samym sukcesem można ją zaliczyć do sekcji „poduszki”. To jest wszystkim wiadomo i taki brak precyzji w żaden sposób nie przeszkadza nam w codziennych działaniach polegających na osiąganiu realizacji swoich pragnień, dlatego kontynuujemy sukcesywnie stosowanie tego chwytu – grupujemy postrzegania i umawiamy się jak będziemy je nazywać.

Jedziemy dalej. Co nazywam słowemmoja ręka”? Zbiór konkretnych wzrokowych postrzegań, odczuć, dotykowych postrzegań. Co nazywam słowem „jego ręka”? Trochę inny zbiór postrzegań. Ale to przecież jedynie oznaczenie, a na jakiej podstawie domyślamy się jakiegoś „siebie” i „jego” podczas gdy nie ma żadnego takiego postrzegania jak „ja” i „on”? A czym jestdrzewo”? To też określony zbiór postrzegań. I na jakiej podstawie mówimy, że „drzewo” to „obiekt”? Przecież nie ma takiego postrzegania jak „obiekt”, są jedynie konkretne postrzegania, które oznaczam słowem „drzewo”, ale to są przecież „moje” postrzegania – odczuwanie kory, smak liścia – to wszystko przecież istnieje tutaj, u „mnie”, a czym jest „drzewo”? Niewiadomo. Jest zupełnie oczywiste, że „ja”, „ty”, „obiekt” – to jedynie sposób oznaczenia postrzegań! Tak samo mogę grać sam ze sobą w szachy, umownie rozdzielając myśli powstające po ruchu „czarnymi” jako „ja”, a myśli powstające po ruchu „białymi” jako „mój przeciwnik”.

I co wychodzi? Wychodzi coś takiego, co na tyle katastroficznie wychodzi poza wszystkie granice powszechnego sposobu widzenia świata, że my po prostu to wypychamy, nie chcemy tego przyjąć, odrzucamy, kultywując tym samym nieszczerość, tchórzostwo i tępotę. Przypominam, że myśl i jasność to są zupełnie różne postrzegania. Zdefiniować i rozsądnie pojąć tok myślenia jest łatwo, a po to, żeby przeżyć jasność, potrzebny jest szczególny wysiłek – wysiłek zaprzestania podtrzymywania tępoty, wysiłek dążenia do szczerości. I gdyby ktoś był bardzo bardzo szczerym człowiekiem, gdyby dążył do jasności jak tonący chwyta się brzytwy – wystarczyło by mu jedynie przeczytać te wyrażenia i on natychmiast dostałby pełną jasność, dostając tym samym „zrozumienie braku dwoistości”. Jednak w związku z tym, że takich ludzi nie ma, stosuję pośrednie praktyki – pośrednie przystanki jasności.

Jeżeli ktoś mówi, że „zrozumiał brak dwoistości”, to tym samym oznajmia on, że nigdy w żadnej chwili nie przeżywa on NE i nieprzerwanie doświadcza bardzo jasne OśP, tak więc rozpoznać oszusta jest bardzo łatwo, jeżeli oczywiście już całkiem nie uderzać w bezgraniczną tępotę i nie dorysowywać człowieka na przekór wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi.

 

02-01-12) Utwórz koncepcję, na przykład: „Mój mąż cierpi, ponieważ uprawiam seks z jego przyjacielem, to znaczy, że jestem winna jego cierpienia”. Poddaj ją w wątpliwość: „czy ja dostarczam mu cierpeń? Ja jedynie podążam za swoimi radosnymi pragnieniami i mu to wytłumaczyłam. Czy on sam siebie nie dręczy tym, że interpretuje moje zachowanie jako obelgę, jak obojętność w stosunku do niego?” Na to można znaleźć kontrargument: „Tak, on to tak interpretuje, ale to jego niedoskonałość, po co więc dostarczać mu cierpień?”. Na to można odpowiedzieć, że wielu ludzi czegoś ode mnie chcą, i dosłownie poprzez każdy swój czyn ja nieprzerwanie „dostarczam” komuś cierpień; że po prostu nie ma sposobu pozbawić człowieka podobnych cierpień, on może to zrobić jedynie sam – poprzez swój własny wysiłek. Twój mąż nakazuje stosować 10 reguł i możesz spróbować je spełniać, ale Twoje radosne pragnienia zaczną więdnąć, i radość życia razem z nimi, a on wkrótce wymyśli nowe reguły, niespełnienie których znowu „doprowadzi” do jego irytacji, obrazy, niepokoju i tak dalej. To pokazuje, że on po prostu nie chce żyć inaczej. Jeszcze jeden kontrargument: jeżeli on cierpi i nie chce cierpieć, to niech opowie, jakie konkretnie przedsięwziął działania dla tego, aby nie cierpieć, żeby się zmienić.

Łańuch argumentów i kontrargumentów można ciągnąć w nieskończoność i radzę właśnie tak zrobić, sporządzając możliwie pełną listę argumentów, kontrargumentów, kontr-kontrargumentów, żeby nic nie pozostało w cieniu, żeby każdy znany Tobie argument był rozważony. Rozmawiaj z innymi ludźmi – napewno znajdą oni nie znalezione przez Ciebie argumenty „za” i „przeciw”.

W rezultacie okaże się, że nie jest możliwe udowodnienie niczego – łańcuch argumentów i kontrargumentów się nie kończy, jednak Twoje poczucie winy się nie zmieni, to znaczy będziesz żył tak, jakby Twoja wina została jednak udowodniona. Zorganizuj burzę mózgów: ciągle powracaj do tego tematu, bierz swoje notatki i po raz kolejny analizuj argumenty, staraj się osiągnąć jasność w tym, że nie ma podstaw myśleć, że jesteś „winna” cierpień męża. Przeciwstawiaj jasność o braku podstaw uważać poczucie winy za właściwe, i jasność w tym, że poczucie winy mimo wszystko się pojawia. Powtarzaj dane ćwieczenie 100 albo 1000 razy, odnotowuj to, że rozsądnych podstaw dla winy nie ma, a poczucie winy istnieje, dopóki w rezultacie nie pojawi się nowa jakość jasności, której towarzyszyć będzie nowy poziom wolności od poczucia winy w danej sytuacji.

Oczywiście nie jest możliwe ani udowodnić ani obalić koncepcję, przecież operuje ona terminami nie oznaczającymi nic konkretnego: „winna”, „sprawiedliwie”, „trzeba”. Na przykład, pod słowem „miłość” każdy rozumie dowolny zbiór postrzegań, często włączając w niego również takie niszczące NE jak zazdrość, agresja, użalanie się nad sobą. Nikt nawet się nie zastanawia nad tym, jaki dokładnie zbiór postrzegań nazywa słowem „miłość”. To nie przeszkadza ludziom rozmawiać o „miłości”, sprzeczać się na jej temat, „rozumieć” siebie na wzajem, chociaż jest całkowicie oczywiste, że o żadnym zrozumieniu nie ma mowy, dopóki nie określi się o czym tak naprawdę mowa.

Niemożliwe jest osiągnięcie jasności umysłu bez zamiany wszystkich podobnych słow-pasożytów na słowa, mające dla Ciebie całkiem określone znaczenie, i tym niemniej nawet bez przeprowadzenia takiej pracy można osiągnąć uwolnienie się spod władzy koncepcji poprzez zastosowanie wyżej opisanej metody. Na pewnym etapie rozważania argumentów i kontrargumentów bezsensowność koncepcji może stać się oczywista.

Szczegółowa analiza abstrakcyjnych koncepcji tak samo szybko wyjawia ich absurdalność. Na przykład, rozważmy pytanie: „Kiedy człowiek się zmienia, czy staje się on inny czy pozostaje taki sam?”. Proste pytanie, prawda? Ktoś zdecydowanie odpowie, - „to ten sam człowiek, ale zmieniony”. Ktoś inny nie mniej zdecydowanie odpowie: „to inny człowiek, przecież on się zmienił”, i na tym przekonaniu wyrosną inne koncepcje – u każdego swoje. Rozważmy ten problem bardziej dokładnie.

Niby jest oczywiste, że jeżeli zmieniły się myśli, emocje, pragnienia, odczucia (zmieniło położenie ciało, to znaczy że zmieniły się również odczucia, a nawet chemiczny skład ciała – jakieś cząsteczki je opuściły, jakieś się w nim pojawiły) – to znaczy, że na tym miejscu jest już inny zbiór postrzegań, czyli inny człowiek, przy czym różnica może być ogromna – akceptacja może za sekundę zmienić się w nienawiść, pragnienie objąć – w pragnienie uderzyć. Wszystko zmienia się nieprzerwanie. Ale jeżeli człowiek staje się inny, to wtedy wychodzi na to, że do celu dąży jeden, a osiąga go ktoś inny? Łyżkę do buzi podnoszę ja, a ląduje ona w buzi u kogoś innego? Sukces spotka kogoś innego, porażka spotka kogoś innego – „ja sam” już żadnego rezultatu nie dostanę, a i „ten”, kto go dostanie już się nim nie posłuży – to znowu będzie jakiś inny człowiek... Z tym wnioskem już nikt się nie zgodzi, a jeżeli ktoś uda, że się zgadza, wtedy można go zapytać – po co on kontynuuje dążenie do swoich celów, przecież rezultatem posłuży się ktoś inny. Jeżeli on odpowie „a mi jest wszystko jedno”, to po prostu weź i zabierz mu jego rzeczy – wtedy zobaczysz, że jemu nie jest wszystko jedno, że ktoś inny zabiera rezultaty jego wysiłku. Wygląda na to, że nie ma tutaj niczego oczywistego.

Teraz przypuśćmy, że człowiek pozostaje taki sam. Ale tutaj natychmiast powstaje sprzeczność – jeżeli on pozostaje taki sam, to o jakiej zmianie tu jest mowa? Wychodzi na to, że ani jeden ani drugi przypadek nie jest możliwy. Może człowiek pozostaje samym sobą, ale zmienionym? Ale co dokładnie pozostaje niezmienne? „Ja”? Ale przecież nie ma postrzegania „ja”, a te postrzegania, które są – wszystko co do jednego są zmienne.

Doszliśmy do ślepej uliczki, w rezultacie czego abstrakcyjne koncepcje „człowiek się zmienia” i „człowiek jest niezmienny” tracą swoje znaczenie, sukcesywnie wypadają z rozważań i z wewnętrznego dialogu.

Rozważymy koncepcję „przeszłości i przyszłości”. Kiedy mówimy „jest pomarańcza”, to mamy na myśli, że jest nie tylko myśl „pomarańcza” albo obraz „pomarańcza”, a jest jeszcze ogromna różnorodność odczuć, które nazywamy „smak pomarańczy”, „odczucie skórki pomarańczy” i inne. Jeżeli istnieje przeszłość, to oprócz myśli „to jest przeszłość” istnieją również inne postrzegania przeszłości. Jeżeli w przeszłości doświadczałem czegoś jednego, a teraz – coś innego, to wtedy mówimy – zaistniała zmiana. To znaczy pojęcie „zmiana” opiera się na abstrakcyjnej koncepcji o istnieniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Żeby porównać, muszę przeżyć „ja wczorajszy”, a następnie porównać z „ja teraźniejszy”. Ale jak to zrobić? Przypomnieć sobie, co przeżywałem wczoraj? Ale to nie przeszłość, to myśli istniejące teraz, w teraźniejszości. Mogę powiedzieć – wczoraj przeżyłem radość, ale to nie będzie „wczoraj doświadczam radość” – to będzie albo myśl istniejąca teraz albo dodatkowa radość, którą doświadczam właśnie teraz. Każde postrzegania są tym, co dzieje się właśnie teraz albo, mówiąc inaczej, to jest to, co jest, ponieważ słowo „teraz” już wywodzi się z koncepcji obecności „wcześniej” i „później”.

Stąd nasuwa się prosty wniosek: słowa „teraźniejszość”, „przeszłość” i „przyszłość” oznaczają jedynie grupy postrzegań istniejących „teraz”, a nie coś takiego, co istnieje „nie-teraz”. Ale to co nazywaliśmy „przeszłością” okazuje się być, na przykład, emocją, której towarzyszy myśl „to było wczoraj” i obrazem, któremu towarzyszy podobna myśl. To co nazywaliśmy „zmianą”, okazuje się być jedynie obrazem, któremu towarzyszy myśl „było tak, a stało się tak”.

 

02-01-13) Jednym z najprostrzych sposobów usunięcia koncepcji jest sprawdzenie ich w praktyce. Jednak tego oczywistego, wydawało by się, sposobu prawie w ogóle się nie stosuje, ponieważ zamiast badania swojego doświadczenia ludzie próbują podciągnąć go pod koncepcję. Jeżeli posiadasz koncepcję: „uprawiać seks z piękną kobietą jest bardzo przyjemnie”, to stąd bierze początek mechaniczne pragnienie (MP) uprawiać seks z tą kobietą, którą uważasz za piękną. Jednak za każdym razem, kiedy piękna dziewczyna okazuje się być zazdrosna, bezuczuciowa, głupia i mająca negatywny stosunek do seksu, wszystko spisujesz na „różnicę charakterów”, kontynuujesz dorysowywanie w niej tego, czego nie postrzegasz, i wypychasz to, co postrzegasz. Nieszczerość i brak szczegółowej analizy prowadzi do tego, że nie dostajesz doświadczenia zetknięcia się z rzeczywistością – zapoznajesz się z dorysowanym widmem i również z nim się rozstajesz, w rezultacie koncepcja pozostaje niezmienna i wszystko powtarza się w koło.

Jeżeli uważasz, że większość fizyków to mądrzy ludzie – sprawdź ich. Badaj ich, zadawaj pytania, analizuj odpowiedzi. Jeżeli uważasz, że filozofowie są mądrzy, a pisarze zagadkowi – badaj ich zawczasu, nie bojąc się zobaczyc rzeczywistość, jaką by się ona nie okazała.

Z żadnym człowiekiem nie obcujemy jak z rzeczywistą istotą. Każdego dorysowujemy w jedną lub drugą stronę, po czym obcujemy już z tym wymyślonym obrazem. Przede wszystkim dotyczy to osób, które „znamy” najdłużej. Dookoła tych widm pojawiają się najbardziej różnorodne przyćmienia, łącznie z przywiązanem, zazdrością, dookoła nich formują się całe chmury mechanicznego wewnętrznego dialogu (WD), i może się tak zdarzyć, że nawet tego nie zauważając, w ciągu wielu lat będziesz ze swoim WD i ze swoich czynów usprawiedliwiać się przed rodzicami i znajomymi. Ponieważ „obcowanie” – zarówno podczas rzeczywistych rozmów, jak i podczas WD, zachodzi między widmami, to oczywiście, żadnego „wyjaśnienia”, żadnej zgody nigdy nie będzie – widmo będzie ciągle istniało w niezmiennym stanie i będzie źródłem NE.

Bardzo efektywny sposób wyjawienia i usunięcia dorysowywań polega na sukcesywnym zbliżaniu się z człowiekiem, na każdym kroku którego sporządzasz jego „portret”, definiujesz swój stosunek do niego – na przykład podczas zapoznawania się z ludźmi poprzez Internet najpierw wyrabiasz sobie opinię na podstawie listu od danej osoby, potem – na podstawie drugiego listu, potem na podstawie zdjęcia, potem na podstawie drugiego zdjęcia, potem na podstawie podsumowania długiej korespondencji, następnie na podstawie wyników rozmowy telefonicznej i dalej na podstawie spotkania na żywo i tak dalej. Proces wyrobienia swojego stosunku do człowieka ułatwia obecność listy cech – przebiegasz oczami listę i wystawiasz swoje oceny. Na samym początku różnice między rezulatatami będą dosyć znaczące, jednak w miarę zdobywania doświadczenia w usuwaniu dorysowywań i tłumienia uczuć Twój pierwotny stosunek do człowieka będzie coraz bardziej pokrywać się z ostatecznym.

Im bardziej wyraźne NE przeżywasz, tym bardziej automatyczne będzie Twoje zachowanie, tym trudniej jest rozróżniać postrzegania i realizować ich szczegółową analizę.

Im bardziej jesteś wolny od koncepcji, tym częściej i wyraźniej pojawiają się radosne pragnienia rezonujące z OśP.

 

02-01-14) Rozważymy przykład z interpretacją „samotności” albo „znajdowania się wśród ludzi”. Jedną interpretację jest łatwo zmienić na drugą w zależności od tego, jakie znaczenie nadasz słowu „samotność”. Znajdując się wśród ludzi można czuć się samotnie, przeżywać samotność - NE, a z drugiej strony, znajdując się w pustym pokoju można uważać się za część pewnej grupy ludzi i przeżywać albo NE albo OśP – według Twojego wyboru.

Analogicznie do praktyki cyklicznego postrzegania, przeprowadzanej z NE możemy przeprowadzać taką samą praktykę w stosunku do interpretacji. Rezultat – to osłabienie automatyzmu powstawania interpretacji, pojawienie się możliwości osiągnięcia jasności rozsądku i pojawienie się przebłysków przeżywania jasności.

 

02-01-15) Czy istnieje konkretne postrzeganie, które możesz nazwać słowem „ja”? Emocje, myśli, odczucia, pragnienia przypisuje się jakiemuś „ja”, postrzegania którego nie ma, tak samo jak nie ma postrzegania „przynależności” pragnienia albo myśli do kogoś. Dokładny opis tej sytuacji jest następujący: wśród całego zbioru postrzegań są również myśli, w skład których wchodzi słowo „ja”, nie oznaczające nic konkretnego, to znaczy te myśli są koncepcjami. Porzucimy ten brak precyzji i określimy to słowo. „Ja” – to oznaczenie zbioru wszystkich znanych nam 5 typów postrzegań, które w żaden sposób jedno przez drugie nie określają się i nie łączą się jedno z drugim. Określić te typy postrzegań nie można, ponieważ „określić” – to doprowadzić do czegoś innego, a to w danej sytuacji nie jest możliwe (na przykład, ślepy od urodzenia człowiek nie zrozumie co to znaczy „widzieć” jak by mu tego nie tłumaczyć). Dlatego można je jedynie wymienić. Nic więcej oprócz tych 5 typów postrzegań nie wchodzi w skład „ja”: odczucia, emocje, myśli, pragnienia, odróżnianie.

Fizyczne odczucia (dalej po prostu „odczucia”) to wszystkie rodzaje postrzegań, nazwane przez nas jako pojęcie „ciała fizycznego”. Idea „ciała fizycznego” stanowi koncepcję, ponieważ jeżeli pozostajemy w granicach szczerego świadectwa swoich postrzegań, to wszystko co możemy powiedzieć, to to, że istnieje kilka rodzajów postrzegań, nazwanych przez nasz rozsądek pojęciem „ciała fizycznego” – wzrokowe, słuchowe, smakowe, dotykowe, seksualne i inne. Widzieć „ciało” to znaczy mieć pewne wzrokowe odczucia. Dotykać „ciało” to znaczy mieć pewne dotykowe odczucia. Jednak dokładnie tak samo jak nazywamy odczucia jednym pojęciem „ciało fizyczne”, wszystkie emocje możemy nazwać jednym pojęciem „ciała emocjonalnego”, a myśli – „ciała mentalnego”. Z przyzwyczajenia tego nie robimy, i stąd wynika błędne przeciwstawienie odczuć i emocji oraz myśli, w rezultacie czego „ciało” uważa się za coś rzeczywistego, główny atrybut „ja”, a emocje, myśli i pragnienia – za coś mało rzeczywste, podrzędny atrybut „ja”. Po postrzeganiu „zdejmuję sukienkę” często następuje postrzeganie „widzę piersi” – to jest podstawą do tego, aby uważać „piersi” za część „ciała fizycznego”. Ale czasami te postrzegania nie następują jedno po drugim, na przykład, może nastąpić postrzeganie „widzę biustonosz”, ale to nic nie zmienia, ponieważ rozsądek układa to wszytko w logiczny schemat. I tak samo po postrzeganiu „słyszę słowo „idiota”” często następuje postrzeganie „emocja oburzenia”, a czasami ona się nie pojawia, jeżeli istnieje postrzeganie myśli o tym, że „rzeczywiście jestem idiotą”. Chcę pokazać, że nie ma żadnych rozsądnych podstaw do tego, aby zbiór postrzegań nazywać „ciałem odczuć”, a zbiór emocji nie nazywać „ciałem emocji” – to jedynie kwestia przyzwyczajenia.

Rozróżniająca świadomość – prawie nie osiągalne postrzeganie dla tych, którzy przeżywają NE i nie doświadczają OśP, dlatego w praktyce dotyczącej uwolnienia się od NE, koncepcji, mechanicznych pragnień i osiągnięcia OśP pozostawiamy ją bez uwagi i będziemy na razie mówić jedynie o czterech rodzajach postrzegań.

Teraz dla przykładu przeanalizujemy zbiór drzew i innych roślin, z których składa się las. Każdy zwykły człowiek wie, że nie postrzega on żadnego lasu jako czegoś istniejącego pierwotnie oprócz tego wszytkiego, z czego on się składa. Las – to jedynie nazwa. Tak samo „ja” – to jedynie nazwa lasu, składającego się z 5 rodzajów „roślin”. Dane stwierdzenie to droga do wolności. Całe życie myślałeś, że istnieje jakieś głębokie „ja”, że istnieją jakieś tajemnice „ja”, nadświadomość, podświadomość i inne zakamarki, dotrzeć do których jest praktycznie niemożliwe. Myślałeś, że to wszystko jest wyjątkowo trudne, nieosiągalne, zaplątane, że drogę do wolności może znaleźć jedynie genialny, niesamowicie rozwinięty „duchowo” człowiek. I nagle okazuje się, że „ja” – to jedynie 4 rodzaje postrzegań i tyle! Nie ma komu być przyćmionym, po prostu istnieją przyćmienia. Nie ma komu dążyć do OśP, po prostu istnieje radosne pragnienie doświadczać OśP. „Nikt” nie jest tępy, po prostu istnieje postrzeganie tępoty, które może być usunięte, jeżeli pojawi się pragnienie je usunąć. Nie ma komu być związanym, nie ma kogo uwalniać. To jest tak samo jak powiedzieć więźniowi, wyobrażającemu niekończące się rzędy ścian i cel: jest ściana sprzodu, z tyłu, na lewo, na prawo, od dołu i od góry od Ciebie – ale to wszystko! Nad sufitem nie ma „nadświadomej” ściany, i kiedy przebijesz się przez podłogę – pod niej nie będzie „podświadomej” ściany – tam będzie wolność, tam będzie niesamowity świat oświeconych postrzegań. Wyobrażacie sobie, ile radości, pewności i zdecydowania da więźniowi ta nowość? Jesteś więźniem i mówię Ci tę radosną nowinę: przebiłem tę ścianę i znalazłem tam wolność, i sporządzam tę prostą instrukcję, z której będzie mógł skorzystać każdy chętny. Rozkoszuj się tą nowością, uświadamiaj ją sobie, pieszcz ją i zrozum: wolność jest bardzo blisko, i możesz ją wziąć gołymi rękoma, jeżeli weźmiesz się za sprawę z uporem, dokładnością, zdecydowaniem i oczekiwaniem.

W badaniu koncepcji „ja” można wykorzystać metody opisane wyżej, ale jako uzupełnienie do nich proponuję jeszcze jedną – praktykę „świadomości braku”. Ta praktyka z sukcesem może być stosowana dla rozpraszania koncepcji, posiadających te same właściwości, jakie posiada koncepcja „ja”. Wyobraź sobie, że posiadam koncepcję siły nie do pokonania, polegającą na tym, że niby w moim domu mieszka hipopotam. Bardzo dokładnie się przypatrując, przysłuchując, wwąchując, wcześniej czy później dochodzę do wniosku, że hipopotama jednak mimo wszystko nie ma, w każdym razie nie udaje mi się zlokalizować żadnych dowodów na jego obecność. Dlatego dopóki te dowody się nie pojawią, będę żyć tak, jak by go tutaj nie było. To jest bardzo łatwe, jednak z jakiegoś powodu uparcie wierzymy w to, że wśród postrzegań jest jakieś zwierzę – „ja”.

W zasadzie moja praktyka jest bardzo prosta. Nie trzeba robić nie wiadomo czego dla ulotnych przyszyłych „dóbr”, wierzyć w to, że niezrozumiałe dla Ciebie w tej chwili „dobra” przyjdą, jeżeli rezygnujesz z tego, czego teraz pragniesz. Droga szczerości jest inna: jeżeli zobaczyłeś, że coś jest iluzją, to powrotnej drogi nie ma, powrót do ślepej wiary nie jest możliwy. Rezultaty włożonego wysiłku są widoczne natychmiast i cieszysz się z nich właśnie w tej chwili: jeżeli właśnie w tej chwili usunąłeś NE, to właśnie teraz również doświadczyłeś wybuchu OśP. Na prostej drodze nie ma następców ani liderów. Każdy podąża za swoimi radosnymi pragnieniami i kiedy pojawia się oświecone postrzeganie czujesz się odkrywcą i jesteś nim.

 Aby świadomość tego, że słowo „ja” jest jedynie oznaczeniem wszystkich postrzegań, stała się stała, potrzebny jest stały wysiłek – nie mniejszy, niż wysiłek zupełnej kontroli nad usuwaniem NE w każdej sekundzie. Należy pokonać nawyk domyślania się jakiegoś samowolnie istniejącego zwierzęcia. Mnie najłatwiej było to robić poprzez uświadomienie sobie istniejących postrzegań – to jest, i to jest, i to też jest, nic innego się nie postrzega.

Jedna z przeszkód na drodze ku osiągnięciu świadomości braku polega na tym, że słowo „ja” bardzo trwale weszło w nasz język. W ciągu dnia stosujemy je tysiące razy, tym samym podtrzymując związane z nim koncepcje. Dlatego bardzo efektywne jest zrezygnowanie z używania słów „ja”, „ty”, „ona”, używając je jedynie podczas kontaktów z tymi ludźmi, których przewidywalna reakcja Cię interesuje (na przykład, w pracy). Ja lubię zamiast słowa „ja” stosować wyrażenie „to miejsce”, a zamiast „ja chcę” można powiedzieć „istnieje pragnienie”, zamiast „ja myślę” – „istnieje myśl”.

Analogiczną jest praktyka uświadmienia braku „ty”, „ona” – zdajesz sobie sprawę z tego, że postrzegania „widok pupci”, „dźwięk głosu”, „smak sutków”, „dotyk języczka do penisa”, sympatia, delikatność i inne – są, a postrzenia „ona” – nie ma.

W rezultacie takiej jasności powstaje niezwykłe postrzeganie. Może pojawić się jego mechaniczna interpretacja jako „samotność”, jednak to nie samotność, ponieważ „samotność” – to kiedy istnieje „ja” i są nieosiągalne „ty”, są NE z tym związane. Jednak to nowe postrzeganie rezonuje ze słowem „nieskończoność”, „otwartość”. Doświadczasz przeszywającą i radnosną do łez wolność od wiecznego lęku samotności, który okazał się być jedynie bańką mydlaną. Uświadamiasz sobie, że całe Twoje życie, cele i wartości były zbudowane na wierze w „widza”, „innego”. Ludzie grają bezsensowny, niekończący się spektakl od urodzenia do śmierci. Teraz ten potwór się rozpadł, no i co? Przed Tobą jak by brykające tygryski – radosne pragnienia, ciągnące do oświeconych postrzegań nie „dla kogoś” i nie „dlatego, że”, a w związku z samą obecnością niekontrolowanego dążenia. Całe życie grałeś sam ze sobą w szachy: wyobraziłeś sobie przeciwnika, wygrywałeś, przegrywałeś, odczuwałeś smutek albo zadowolenie, irytację albo uległość... A teraz nagle podniosłeś oczy...nikogo nie ma! Istnieje wybór – albo gnijące przyćmienia albo podróż po bezgranicznemu, porażającemu światu oświeconych postrzegań. Trzecia opcja nie istnieje.

Nawyk domyślania się „przedmiotów” i „osób” jest wyjątkowo silny, dlatego należy dołożyć wszelkich starań szczerości (to znaczy odnotowywania postrzegań takimi jakie są, bez dorysowywań i tłumienia, bez cenzury i zniekształcających lustr), aby utworzyć i umocnić nowy nawyk – nawyk odczuwać jasność w tym, że nie ma postrzegań, których nie ma, a są jedynie postrzegania, które są. W różnych sytuacjach udaje się to z różnym wysiłkiem. Uświadamiać sobie to siedząc na kanapie to jedno, a kiedy rozmawiasz, kiedy istnieje postrzeganie gniewnych krzyków albo delikatnych objęć – to zupełnie coś innego. Powstają błędne interpretacje, na przykład „jeżeli nikogo nie ma, to po co odczuwać delikatność”? Pytanie nie ma sensu, ponieważ w samym wyrażeniu „po co” zakłada się obecność pewnej osoby, podejmującej decyzję, a także zakłada się, że nie ma pragnienia odczuwać delikatność. Jednak wszystko jest bardzo proste – istnieje radosne pragnienie odczuwać delikatność, istnieje rozkosz od delikatności, istnieje pragnienie wzmacniać to postrzeganie, istnieje pragnienie wzmacniać pragnienie odczuwania delikatności, i siła tych pragnień przeważa nad siłą pragnień pozostawić wszystko tak jak jest, powrócić do ciemności NE i tępoty.

Nie da się przewidzieć w jakich warunkach łatwiej jest osiągnąć utrwalenie tej jasności – siedząc gdzieś w samotności, albo odwrotnie – krążąc wśród tłumów. To zależy nie od warunków, a od tego czy podążasz za radosnymi pragnieniami.

Poprzez iluzję „ja” oszukujesz się podwójnie – z jednej strony wierząc w to, że w Tobie i w innym człowieku jest „ja”, a z drugiej strony wierząc w to, że w kamieniu, drzewie, roślinie go nie ma, co, oczywiście, jest błędem, ponieważ nie ma takiego postrzegania jak „nie ma ja”, nie mówiąc już o tym, że nie ma jasności co do tego, o braku czego jest mowa. Jeżeli jakieś słowo nie oznacza żadnego konkretnego zbioru postrzegań, w ogóle nic nie możemy o tym powiedzieć – ani czy „ono” jest, ani czy „jego” nie ma. Emocja, myśl, odczucie – są, a postrzegania „nie ma ja” – nie ma. To można łatwo zrozumieć. W taki sposób, jeszcze jeden aspekt praktyki osiągnięcia jasności braku postrzegania „ja” polega na tym, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że postrzeganie „nie ma ja” również nie istnieje. Oczywistym rozwojem tej praktyki jest praktyka „nie-rzeka, nie-góry”, która jest opisana w części o oświeconej rozróżniającej świadomości.

Sukcesywnie stosując dane podejście można osiągnąć jasność w stosunku do abstrakcyjnych koncepcji, zbudowanych na mechanicznym rozróżnieniu. Patrzymy na kamień, leżący w morzu i wyciągamy wniosek, że kamień – to jedno, a morze – to coś innego. Wniosek jest oparty na tym, że jest widoczna granica między morzem a kamieniem, i że ta granica istnieje również dzisiaj, i jutro i za rok. A jeżeli spojrzeć na słabą mgłę, to będzie trudniej powiedzieć, że mgła – to jedno, a powietrze – to coś innego, ponieważ mgła niepostrzeżenie rozprasza się w powietrzu. Jednak doskonale wiadomo, że również kamień za milion lat rozpadnie się w oceanie, z czego wynika, że nasz wniosek jest dosyć umowny. Jak mógła by myśleć o świecie istota, która żyła by jeden dzień? Mogła by ona stworzyć takie wyobrażenia o świecie, które wydały by się nam zupełnie absurdalne.

Popatrzymy na ten problem z innej strony: wyciągamy wnioski o istnieniu dwóch różnych objektów, ponieważ istnieje między nimi wyraźna granica. Ale między okiem a powieką również istnieje granica nie mniej widoczna, niż między kamieniem a wodą w morzu – czy to jest podstawą do tego, żeby uważać człowieka za coś, składającego się z kilku różnych obiektów? Formalnie można to zrobić, i my właśnie tak robimy z przedmiotami, jednak przy tym pamiętamy, że człowiek – to nie tylko zbiór kilku obiektów, a bardzo skomplikowany organizm, pewna jedność. Tak więc dlaczego nazywamy kamień i morze dwoma różnymi obiektami? Z przyzwyczajenia. Na danym przykładzie wyraźnie widać podwójny standard koncepcyjnego myślenia.